Wojtek Andrzejuk od najmłodszych lat przejawiał zdolności aktorskie. Z sentymentem mówi o latach młodości, kiedy to brał udział w szkolnych przedstawieniach i marzyła mu kariera muzyczna. - Pierwszy swój zespół założyliśmy z kolegami na cmentarzu w Łomazach, 30 lat temu, bo w 1989 r. Kapela poza kameralnym koncertem w łomaskim kinie i na urodzinach mojej dziewczyny Małgosi, a obecnie żony, która nota bene pochodzi z Wisznic, nie zagrała koncertu - wspomina. Był to dla niego czas artystycznych poszukiwań. - Uczyliśmy się wtedy grać i szukaliśmy stylu. Czuliśmy, że mamy jeszcze czas na rozwinięcie muzycznych skrzydeł - wyjaśnia. Plany młodzieńcze młodego pasjonata muzyki pokrzyżował jednak los, który ułożył własny scenariusz. – W 1991 r. stwierdziłem, że muszę coś w życiu zmienić, a wiosną 1992 r. wyjechałem z Gosią do Warszawy. Tam szybko poznałem Wojtka Pogorzelskiego z Oddziału Zamkniętego. Pokazał mi, co to jest prawdziwy rock&roll – śmieje się artysta. – Jednak podczas wspólnego grania okazało się, że mam duże braki i muszę się jeszcze wiele nauczyć, by zostać basistą Oddziału Zamkniętego. Dlatego postanowiłem rozpocząć naukę w szkole muzycznej.
W międzyczasie nabywał doświadczenia jako pracownik techniczny na wielu festiwalach czy pojedynczych koncertach. Na jednym z nich poznał Jacka Kościuszko, wybitnego realizatora wideoklipów w Polsce. – On mnie zaraził tworzeniem obrazu i muzyka poszła na bok, ale przecież teledyski się kręci się dla zespołów, więc de facto zostałem w branży – zaznacza. Jak to często bywa, karierą aktora rządził przypadek. Otóż jego żona, Gosia, pracowała jako fotomodelka i chodziła na różne castingi. Kiedyś pojechał na taki casting. Tam wypatrzył go jeden z producentów i zaprosił na próbne zdjęcia do nowego serialu, a następnie zaproponował współpracę. Niedoświadczony aktor szybko poczuł smak porażki. – Tylko po trzech odcinkach przestano kręcić serial. Jednocześnie dostałem od ówczesnego agenta propozycję zagrania epizodu w znanych serialach „Klanie”, „Samym życiu” i „Plebani”. Spodobało mi się to, więc szybko się zapisałem do kilku agencji aktorskich. Ale aktorstwo było jak z gra na basie – szybko okazało się, że muszę pracować nad sobą. Zapisałem się więc na warsztaty teatralne oraz prywatne lekcje u reżyser Teresy Kotlarczyk. Dzięki temu podszkoliłem swój warsztat – mówi.
Cały artykuł przeczytacie w elektronicznym i papierowym wydaniu Słowa Podlasia, z 3 grudnia
Napisz komentarz
Komentarze