Bialczanka zapragnęła jeździć konno w wieku dziewięciu lat, gdy mama zafundowała jej przejażdżkę. Niedługo potem zaczęła uczęszczać na lekcje w pobliskiej stadninie w Bialskopodlaskim Klubie Jeździeckim. Tam dzięki wykupionemu karnetowi opanowała szybko podstawy. Szło jej wyśmienicie, więc zaczęła brać udział w regionalnych zawodach, w skokach i ujeżdżeniu, z których przywoziła liczne nagrody. Mimo, iż pragnęła mieć własnego konia, nie było to możliwe bo jej mama uważała to za zbyt duży obowiązek dla nastolatki i jednocześnie nie mogła przeznaczyć odpowiednich funduszy na ten cel.
Jednak Magda się nie poddała i postanowiła cierpliwie czekać, aż sama będzie mogła sobie pozwolić na kupienie zwierzęcia. Po latach nabyła Alkazara, pełnej krwi angielskiej, którego nauczyła wielu sztuczek. Ukończyła też kurs instruktora rekreacji ruchowej, ze specjalnością jazda konna w Lublinie. Od tego czasu, zaczęła spędzać wszystkie wakacje w stadninach, poświęcając się nauce młodych adeptów jeździectwa. Pracowała m.in. w Kłodzku, Grodzisku Mazowieckim, Łomazach i Droblinie. W środowisku szybko dostrzeżono jej talent i zaproponowano stanowisko jeźdźca wyścigowego i masztalerza w stadninie, w Janowie Podlaskim. Tam spędzała czas na dbaniu o kondycję koni arabskich, co wiązało się z częstymi i długimi przejażdżkami, w szybki tempie. Zajęcie przynosiło jej satysfakcję. Niestety, pewnego dnia uległa wypadkowi. Jadąca galopem w zastępie klacz (wówczas jeden koń znajduje tuż za drugim) niefortunnie skrzyżowała nogi, przez co upadła, a z nią Magda. Wprawdzie miała na sobie kamizelkę ochronną, ale musiała przyjechać po nią karetka i zabrać na noszach do szpitala. Po prześwietleniu okazało się, że ma złamaną kość ogonową. - Myślałam, że będzie gorzej, bo wyobrażałam sobie, że mam złamaną miednicę i widziałam w myślach, jak mi zakładają śruby. Na szczęście okazało się inaczej. Po tym zdarzeniu miałam miesięczną przerwę w pracy. Niestety wciąż byłam obolała i nie mogłam już spędzać tak dużo czasu w siodle. Później miałam kolejny wypadek, stwierdziłam więc, iż już nie będę ryzykować i zrezygnowałam z pracy. Od tamtej pory jeżdżę, ale rzadko. Tylko rekreacyjnie, wybierając spokojne konie – wyjaśnia Magda Bielawska. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 14 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze