Grabowiec to niewielka wieś położona pomiędzy Międzyrzecem Podlaskim i Radzyniem Podlaskim, w dorzeczu Krzny Południowej. Pierwsza wzmianka o niej pochodzi z przełomu XV i XVI w. Grabowiec wchodził w skład majątku Międzyrzecczyzny, który przez wieki zmieniał właścicieli i dziedziców.
W latach 1791-1796 dobra międzyrzeckie, a wraz z nimi wieś Grabowiec, znajdowały się w posiadaniu ks. Adama Kazimierza Czartoryskiego. Gospodarka ziem była oparta przede wszystkim na pańszczyźnie, której wymiar mocno obciążał poddanych i choć praca była tutaj ciężka, miejscowość cały czas się rozwijała. W 1796 roku mieszkało we wsi już 76 gospodarzy, a w 1812 już 262 osoby. We wsi nie było kościoła, poczty i drogi, ale istniała karczma zasiedlona przez 4 osoby.
Przed wybuchem powstania w 1861 r. przez ziemię międzyrzecką przeszła fala oporu włościan przeciw pańszczyźnie. Wystąpienia ogarnęły całe dobra Międzyrzecczyzny, jednak w krótkim czasie opór chłopów został złamany. Kończący się wiek XIX, a rozpoczynający XX był dla ludzi wielką niewiadomą. Przybył tutaj dziedzic Marcinkowski, osiedlając się w dworku wybudowanym w latach 1870-1880 przy pomocy miejscowej ludności. Nowy właściciel okazał się wyrozumiały dla poddanych, toteż darzyli go oni zaufaniem. W Grabowcu do czasu I wojny światowej panował więc społeczny spokój. (...)
W dawnych czasach, jak głosi legenda, okolice wsi Grabowiec porastały gęste bory. Leśne tereny zachęcały obfitością grzybów, jagód, jeżyn czy malin. Nie brakowało na tych terenach także wszelkiego rodzaju zwierzyny. Nierzadko można było spotkać jelenie, sarny, zające, dziki czy wilki. Największą plagą grabowieckich lasów były jednak… węże. Różnego rodzaju gadziny nie dawały spokojnie żyć mieszkańcom.
Węże co rusz atakowały gospodarstwa i kąsały boleśnie nie tylko ludzi, ale także gospodarskie zwierzęta. Była ich naprawdę niezliczona ilość, występowały w różnych kolorach i gatunkach. Wchodząc do lasu, słychać było jednostajny syk i niesamowite szmery. Tak naprawdę nie wiadomo było skąd się wzięły, pewne było jednak, że dłużej mieszkańcy ich obecności nie zniosą. Z powodu tej plagi okoliczna ludność nie mogła bezpiecznie korzystać z dobrodziejstw lasu. Od wielu lat nikt nie odważył się zbierać w borach grzybów czy leśnych owoców, nikt też nie polował i nie wypasał bydła w pobliżu lasu. Nawet wiejskie szeptunki i miejscowe znachorki nie wiedziały, co w tej sytuacji robić. Na węże nie było rady. (...)
Otóż tak. Pewnego bowiem dnia, podczas corocznych żniw, pracujący chłopi zauważyli, że do Grabowca, polną drogą, maszeruje młody człowiek. Już z daleka wyglądał na odważnego i pełnego wigoru młodzieńca. Kiedy tylko dotarł w miejsce, gdzie ciężko pracowali mężczyźni, ci od razu zapytali go jak się nazywa i z jakiego powodu dotarł w te strony. Okazało się, że chłopak ma na imię Grabek (swoją drogą cóż za zbieg okoliczności!), a że znudziła mu się służba u pana, bo ten mu za mało płacił i źle go traktował, postanowił wyruszyć w drogę i poszukać innej pracy. Zapytany o to, co potrafi robić, odpowiedział, że wszystko!
W oczach mężczyzn błysnęła iskierka nadziei. Jeden z nich od razu zagadnął więc młodzieńca, czy potrafi zaklinać węże. Mężczyźni zamilkli, oczekując na odpowiedź chłopaka, wszyscy bowiem mieli nadzieję, że będzie ona twierdząca. Tak też się stało! – A umiem, znam mowę tych gadów i potrafię z nimi obchodzić się tak, że stają się bardzo posłuszne – odparł młodzieniec. Chłopi nie kryli radości, krzyczeli jeden przez drugiego ze szczęścia, choć na początku nie dowierzali do końca przybyszowi. Zaryzykowali jednak i poprosili, by ten uwolnił ich od plagi węży, która od pokoleń trapi ich wieś. Chłopak zanim przystał na propozycję, poprosił: - Tylko jedno mi powiedzcie, ale samiutką prawdę. Czy w tym lesie jest taki wąż, co świszcze? Bo jeśli jest, to ja nie podejmę się zaklinania. (...)
Miejscowi nigdy nie słyszeli o takim gadzie i taką informację przekazali Grabkowi. Zaczęły się przygotowania do rozprawy z gadami. Ludzie chętnie wykonywali polecenie nieznajomego. Pierwszym z nich było wykopanie dołu na skraju lasu, a w tym dole ustawienie wysokiego, okrągłego i na gładko wyheblowanego słupa. Na słupie Grabek kazał zrobić sobie siedzenie, a gdy już wszystko było przygotowane chłopak zwinnie wdrapał się na słup i zajął swoje miejsce. Zagwizdał po raz pierwszy. Na ten dźwięk węże zaczęły wypełzać ze swoich stanowisk i kierować się w kierunku słupa, na którym siedział Grabek. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 17 marca
Napisz komentarz
Komentarze