Grzegorz Ostrówka, który pracuje jako leśniczy w Nadleśnictwie Chotyłów od lat jest pasjonatem zbierania grzybów. Zaznacza, że tym hobby zaraziła go żona Alicja.
– W weekendy bardzo często chodzimy po lesie. Mamy swoje miejsca, w których znajdujemy prawdziwki i inne, gdzie zbieramy kurki oraz koźlaki. Jesienią zazwyczaj wyjeżdżamy w Bieszczady i tam szukamy rydzów. Grzyby później marynujemy i suszymy, by dodać je np. do zupy. W zeszłym roku zbieraliśmy grzyby aż do listopada. W tej chwili spotyka się bardzo dużo robaczywych grzybów. Późniejsze grzyby są zdrowsze i takie mamy też nadzieję znaleźć – mówi leśniczy.
Dodaje, że żona Alicja nie chodzi po całym lesie, ale wybiera miejsca, o których wie, że mogą być pełne grzybów. Zdarzyło się, że znalazła pod jednym dębem kilkanaście prawdziwków. Bywa, że z jednego spaceru małżeństwo przynosi do domu dwa kosze grzybów. Alicję Ostrówkę zbierania grzybów nauczyła mama, która wytłumaczyła córce jak rozróżniać grzyby jadalne od trujących. Z kolei Grzegorz ze względu na wykonywany zawód także świetnie się orientuje, które grzyby można dodać do posiłku.
Grzyby łatwo pomylić
– Grzyby łatwo pomylić. Wiele osób do mnie przyjeżdża i prosi o radę, pytając czy dany grzyb mogą zabrać z lasu. Jednak, zawsze powtarzam, że jak ktoś nie jest pewny czy znalazł grzyba jadalnego, to lepiej go zostawić. Wiele pomyłek zdarza się przy zbieraniu kani, które można pomylić z muchomorem sromotnikowym, który jest bardzo trujący. W dodatku kań jest kilka gatunków i nie wszystkie nadają się do jedzenia. Z kolei do prawdziwków podobne są szatany. Jeżeli widzimy pod spodem główki różowy kolor, możemy być pewni, że to nie prawdziwek – wyjaśnia Grzegorz Ostrówka. (...)
Mariusz Kiczyński, przewodniczący rady powiatu bialskiego i zastępca nadleśniczego w Nadleśnictwie Chotyłów przyznaje, że ten rok pod względem występowania grzybów jest znacznie lepszy niż lata poprzednie.
– Wilgoć i ciepło sprawiły, iż grzybów jest bardzo dużo. Przeważnie zbieram prawdziwki, kurki i koźlaki. Moja rodzina najbardziej lubi jeść kurki, w sosach, gołąbkach, ale też same, smażone na maśle z cebulą, czy podane z mięsem. Nie marynujemy grzybów, gdyż chcemy się nacieszyć nimi teraz. Obecnie jest wysyp kurek. Wystarczy pójść na godzinę, czy półtorej godziny do lasu, by wrócić z pełnym koszem. Jednak, trzeba mieć swoje miejsca. Jesienią zbieram natomiast opieńki – mówi nadleśniczy.
Przyznaje, że najczęściej jeździ do lasów w gminie Tuczna. – Moja najmłodsza, ośmioletnia córka nie była przekonana do jedzenia grzybów, ale w tym roku ich spróbowała, gdyż widziała, że my się nimi zajadamy. Uważamy to za rodzinny sukces, że dołączyła do grona smakoszy kurek – śmieje się Mariusz Kiczyński. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 21 lipca
Napisz komentarz
Komentarze