Projekt drogi łączącej centrum Żeszczynki z pozostałą częścią miejscowości powstał jeszcze w latach 90. Jeszcze dłużej trwają starania mieszkańców, aby do ich gospodarstw można było dojechać po asfalcie.
– Walka o poprawę tej drogi urasta już do tradycji ludowej. Próbowali naprawiać ją jeszcze nasi rodzice. Plany były zrobione, ale niestety jest to tylko droga pokazowa, na papierze, bo nic z tego nie wyszło. Budowa tego odcinka drogi to taka typowa kiełbasa wyborcza kolejnych wójtów – mówi Krystyna Karpiuk, sołtys wsi Żeszczynka.
Mieszkańcy wsi opowiadają, że najgorzej jest podczas roztopów i po obfitych opadach deszczu. Łatwo wtedy ugrzęznąć w błocie. A i latem nietrudno zerwać tam zawieszenie, urwać koło czy zderzak. – To jest droga przez mękę! Jeździmy slalomem, omijając dziury, które zrobiły się w tłuczniu – dodaje sołtys.
W czynie społecznym
Nadzieje na położenie asfaltowego dywanika z Żeszczynki w kierunku Wisznic pojawiły się, gdy przed przeszło 25 laty powstał komitet budowy drogi. – Złożyliśmy się z innymi sąsiadami na opracowanie projektu drogi. Zapłaciliśmy za to prawie 2 miliony złotych na stare pieniądze. Początkowo sami nawoziliśmy ziemię i wynajęliśmy równiarkę, żeby przygotować teren pod budowę drogi. Wszystko w czynie społecznym i za składkowe pieniądze. Gmina nic wtedy nie dołożyła – opowiada Mieczysław Jaroszewicz, mieszkaniec Żeszczynki.
Ideę zastopowały fundusze, a raczej ich brak. Mieszkańców nie było już stać na to, aby ze składkowych pieniędzy wykonać betonową stabilizację drogi i położyć asfalt. – Potrzeba było pisma zatwierdzonego przez ówczesnego wójta i Radę Gminy. Ale usłyszeliśmy od wójta, że on ma dziewięć innych miejscowości i jeżeli nam da pieniądze na drogę, to ludzie go za to zjedzą. No i wtedy był koniec naszej roboty – stwierdza Jaroszewicz.
A wymarzona asfaltówka została kłopotliwą żużlówką, w której co sezon trzeba było uzupełniać ubytki. Dopiero w kadencji wójta Krzysztofa Bruczuka drogę wysypano tłuczniem. – Materiału nie było zbyt wiele, dlatego usypaliśmy cienką warstwę, którą niszczą dojeżdżające do łąk i pól maszyny rolnicze oraz samochody ciężarowe odbierające z naszych gospodarstw mleko – dodaje mieszkaniec.
Funduszu tyle, co kot napłakał
Od kolejnych władz mieszkańcy Żeszczynki słyszą, że z budową drogi trzeba poczekać. Ale oni czekać dłużej nie chcą. Uważają, że gdyby nie zaniedbania ze strony wójtów, już dawno mogliby jeździć po asfalcie.
– Poprzedni wójt twierdził, że tam nikt nie mieszka. Co jest nieprawdą, bo swoje gospodarstwa mają w tej części wsi wytwórcy mleka. Co drugi dzień jadą tamtędy ciężarowe samochody do odbioru mleka. A teraz, kiedy weszły fundusze sołeckie, wójt odsunął od siebie problem. Powiedział: idźcie do sołtysa, on ma pieniądze. Ale tego funduszu jest tyle, co kot napłakał. Droga nie jest jedyną we wsi, która wymaga utrzymania. Te pieniądze musimy podzielić na kilka celów – oburza się sołtys.
Więcej na ten temat w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 10.
Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze