Mieliśmy okazję spotkać się w Warszawie z wiceministrem ochrony środowiska Andrzejem Koniecznym, gdzie brali udział przedstawiciele Polskiego Związku Łowieckiego. Prezes koła stał na stanowisku, że wszystkie sprawy są pozałatwiane, że nie ma dzików, a rolnicy podczas spotkania 5 marca w Maniach nie zgłaszali roszczeń. Wszystkie petycje, skargi i ponad 350 podpisów prezes tłumaczył w taki sposób, że rolnicy nie mieli świadomości tego, co podpisują – mówił na początku spotkania 28 marca w Maniach starosta bialski Mariusz Filipiuk.
Diana twierdziła jednak, że wypłacają odszkodowania i wykonują roczny plan łowiecki, które sięga 150 procent. – Jeszcze kilka lat temu strzelaliśmy tutaj 25 dzików, w tej chwili 130. I to trzeci rok z rzędu. To jest widoczne, to nie fikcja. Jesteśmy gotowi, by dalej dziki odstrzeliwać. Mamy odpowiedni sprzęt, by zajmować się odstrzałem i dzierżawieniem obwodu. Określanie stanu naszych urządzeń jako miernych, jest bardzo krzywdzące. Nasi myśliwi są dobrzy, znają swoje rzemiosło – mówił Marek Michalik, prezes Koła Diana.
Rolników kompletnie nie przekonywała argumentacja zarządu koła Diana. – Chodzi o to, że nam nie płacicie odszkodowań, a nie o to, że macie złe paśniki czy nie takie lizawki. Składamy do was pisma, a wy nie nic płacicie. Był pan z moim synem na polu, mamy 7,5 hektara owsa, dziwił się pan, że takie szkody może spowodować dzik. Nikt nie przyjechał, nikt się nie interesował tematem. Chcemy z wami zakończyć tę współpracę – żalił się Szczepan Siljańczuk, rolnik ze wsi Zaścianki.
Po burzliwej dyskusji odbyło się głosowanie rolników, którzy jednogłośnie zdecydowali, że nie chcą, by koło Diana nadal dzierżawiło obwód łowiecki. Diana, pomimo głosowania i ostatecznej decyzji starosty, wciąż podtrzymuje swoje zdanie. Według nich pojawiła się tutaj mało reprezentatywna grupa ludzi, jeśli chodzi o rolników. – Mamy dobry kontakt z mieszkańcami na terenie obwodu. Ludzie przychodzą do nas. Często też rozmawialiśmy w trakcie polowań. To, co się działo na tej sali, to coś zupełnie innego niż normalnie dzieje się wśród tych ludzi. To grupa sterowana, która nie do końca wyraża to, co myśli. Często słyszymy głosy wśród okolicznych mieszkańców, by się bronić i tutaj zostać – mówił prezes Diany.
Według niego proces zasiedlenia nowego, ewentualnego koła może trwać miesiącami. Dlatego Koło idzie do sądu, żeby zmusić starostę do podpisania umowy dzierżawy. – Sprawa sądowa może przynieść okres zawieszenia, w którym nikt nie będzie gospodarował obwodu. Jeśli starosta nie podpisze umowy, bierze odpowiedzialność za szkody. Zobaczymy wtedy, jak społeczeństwo oceni działalność starosty. Czy będzie aplauz, kiedy szkody nie będą szacowane i nie będzie miał kto odstrzelić dzików – dodaje prezes.
Maciej Maciejuk
Więcej na ten temat w elektronicznym i papierowym wydaniu "Słowa" nr 14
Napisz komentarz
Komentarze