Paweł Wawryniuk, Jakub Długołęcki, Jakub Kozłow i Damian Sacharczuk to czterej absolwenci filii Akademii Wychowania Fizycznego w Białej Podlaskiej, którzy na początku sierpnia wrócili z 11-dniowej kajakowej wyprawy przez niemal całą Polskę. Wypłynęli 24 lipca, 10 km przed Drohiczynem, a 3 sierpnia dotarli do Mikoszewa, tuż przy ujściu Wisły do Bałtyku. Paweł, który pochodzi z Platerowa w powiecie łosickim opowiedział nam, jak wyglądała ta kajakowa przygoda.
Kajakiem do Bałtyku? Czemu nie!
Na pomysł, by przepłynąć kajakami aż do morza, wpadli ponad rok temu Paweł Wawryniuk i Jakub Kozłow podczas pływania pontonem po Bugu. Początkowo miało to formę żartu, ale szybko przerodziło się w realny plan.
– Początkowo mieliśmy płynąć tylko we dwóch, ale uznaliśmy, że przydadzą nam się towarzysze. Zaproponowaliśmy wyprawę dwóm naszym znajomym, Kubie Długołęckiemu i Damianowi Sacharczukowi, którzy oczywiście się zgodzili. Niestety po pewnym czasie Damian doznał kontuzji i musiał zrezygnować z wyprawy. Zaproponowaliśmy więc miejsce w kajaku jeszcze innemu znajomemu, ten jednak zrezygnował na dwa tygodnie przed startem. Nasza podróż była więc zagrożona, na szczęście Damiana przestał boleć bark i wyruszyliśmy na trasę w pierwotnym składzie – opowiada pochodzący z Platerowa Paweł Wawryniuk.
Wszyscy, jak na absolwentów AWF przystało, na co dzień mają do czynienia ze sportem – jeżdżą rowerami, wspinają się po górach, jednak przed wyprawą… żaden z nich nie miał styczności z kajakami. Dopiero gdy postanowili o wyprawie do Bałtyku, sprawdzili swoje możliwości podczas spływu Bugiem.
– Nie mieliśmy również sprzętu, jednak tata koleżanki, pan Robert z Janowa Podlaskiego, mający wypożyczalnię kajaków, gdy usłyszał o naszym pomyśle, postanowił pożyczyć nam kajaki, wiosła, kamizelki, tak naprawdę cały osprzęt. Sprawdziliśmy swoje możliwości z Kubą Długołęckim, przepływając z Nepli do Gnojna. Trasa o długości 55 km zajęła nam 10 godzin. Chcieliśmy sprawdzić, jak nasze organizmy zareagują na taki wysiłek – wyjaśnia Paweł. On też odpowiadał za przygotowanie logistyczne do wyprawy. – Do tej pory poruszałem się tylko po nadbużańskich okolicach, nie wiedziałem więc co nas czeka na Narwi i Wiśle. Cała trasa zaplanowana była od Drohiczyna do samego ujścia Wisły do Bałtyku. Rozpisałem, ile kilometrów dzieli poszczególne miejscowości na trasie, żebyśmy się orientowali w jakim mniej więcej czasie możemy pokonać te odcinki. Nie planowaliśmy też przystanków w poszczególnych miejscach, wszystko zależało od naszych sił i warunków pogodowych – tłumaczy absolwent AWF.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 14 września
Napisz komentarz
Komentarze