14 czerwca minęły trzy lata od śmierci Ireneusza Stolarczyka, wybitnego neurologa i dyrektora szpitala w Międzyrzecu Podlaskim, który placówką kierował blisko 30 lat. Był również radnym Sejmiku Województwa Lubelskiego i jednym z czołowych działaczy PSL w regionie. Jego przyjaciele i byli współpracownicy, którzy zebrali się pod pamiątkową tablicą wmurowaną w ścianę międzyrzeckiego szpitala, mówią zgodnie, że dopiero z perspektywy czasu widać, jak bardzo brakuje doświadczenia i charyzmatycznej osobowości byłego dyrektora.
– Irek lubił pomagać ludziom w krytycznych sytuacjach, nie tylko jako lekarz. Nigdy nie pozwolił nikogo skrzywdzić. Miał w sobie niezwykły dar, dobrze znał psychikę człowieka, dobrze wiedział, jak pocieszyć. Ale kiedy trzeba było postawić kropkę nad "i", potrafił powiedzieć tak, że człowiekiem wstrząsnęło – wspomina Wojciech Wasilewski. Ze Stolarczykiem znali się 38 lat. – Poznaliśmy się, gdy jeszcze Irek pracował w Gminnym Ośrodku Zdrowia w Rokitnie. Był moim przyjacielem. Wspólnie zwiedziliśmy pół Europy. Moje dzieci mówiły na niego wujek. Bardzo nam wszystkim brakuje Irka, nadal czujemy jego obecność – dodaje.
Przez szesnaście lat z dyrektorem Stolarczykiem miał okazję współpracować były starosta bialski Tadeusz Łazowski. Pamięta nieprzeciętne zdolności menadżerskie, jakimi cechował się Stolarczyk, i z perspektywy czasu pozytywnie mówi o przeprowadzonej przez niego rozbudowie oraz modernizacji placówki. – Dyrektor Ireneusz Stolarczyk wykazywał się dużymi zdolnościami organizacyjnymi. Szpital nawet w bardzo trudnych sytuacjach znajdował się na plusie, co było jednym z nielicznych przypadków w kraju. Dyrektor doposażał, prowadził bardzo intensywny front inwestycyjny, dzięki czemu znacznie rozbudował szpital i pomnażał jego majątek. Placówka jest dzisiaj jego żywym pomnikiem. Ale też na podkreślenie zasługuje jego stosunek do pacjentów, mieszkańców. Zawsze ciepły, serdeczny, udzielał pomocy. Takiego go pamiętamy – mówi Łazowski.
– Był to wielki lekarz, ale przede wszystkim człowiek oddany ludziom. Osoba, która w każdej sytuacji, czy to w dzień, czy w nocy, wyciągała rękę i niosła pomoc. Irek przeszedł poważną operację, ale gdy tylko zaczął dochodzić do siebie, wrócił do pracy, brał dyżury. I to pomimo protestów żony. On kochał ten szpital, traktował go jak czwarte dziecko – wspomina doktor Stanisław Kwieciński, przyjaciel Stolarczyka. To on przed dwoma laty zainicjował powstanie komitetu, który zebrał pieniądze na wmurowanie pamiątkowej tablicy na elewacji budynku szpitala.
Więcej na ten temat czytaj w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 26.
Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze