- Ja proponuję, by zbojkotować te ceny i nie kupować nawozu po takich stawkach – mówi radny powiatu bialskiego oraz rolnik Marek Sulima. - Pole jakiś czas bez nawozu wytrzyma. Trzeba przeczekać te zawyżone ceny. Wiadomo, że plony będę trochę mniejsze, ale bojkot jest jedynym dobrym rozwiązaniem. To już jest dla rolników za wiele. Najpierw sytuacja z covidem, poźniej ASF, a teraz to.
Zdaniem Marka Sulimy rolnicy nie otrzymują od rządu żadnego wsparcia, są pozostawieni sami sobie. A w jego opinii rolnictwo powinno być kluczowym sektorem działalności państwa. - To jest dorżnięcie polskiego rolnictwa – oświadcza wzburzony rolnik.
Jego zdaniem wszystko to odbije się oczywiście na zwykłych konsumentach a ceny za chleb mogą jeszcze wzrosnąć. Wyjściem z sytuacji mogłoby być użycie zamiast nawozów obornika, ale obornika też brakuje, gdyż drastycznie zmniejszyła się produkcja zwierząt hodowlanych.
- To są ceny zaporowe, nikt nie kupi nawozów po takich cenach. A na pewno nie tyle, ile realnie będzie potrzebował. Po podwyżkach paliwa, które tak bardzo uderzyły w rolników, teraz nadszedł kolejny cios - mówi Andrzej Waszczuk z Agrounii. Wyjaśnia, że większość rolników nie ma nadwyżek nawozu z zeszłych lat, które mogliby teraz wykorzystać. Nie kupili też nawozów na zapas, bo nikt nie spodziewał się takiego wzrostu cen. Dlatego Waszczuk ocenia, że plony w tym roku będą zdecydowanie mniejsze.
- Ceny nawozów nas zszokowały. Zgłosiliśmy je nawet do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Nie dość, że poszły tak drastycznie w górę, to jeszcze nawozy azotowe są w ogóle niedostępne na rynku – tłumaczy prezes Lubelskiej Izby Rolniczej Gustaw Jędrejek. - Mamy cennik nawozów z Anwilu, w którym ceny są skrajnie wysokie. Cały czas nie ma jeszcze cennika z Grupy Azoty (stan na 9-go marca). Jeśli rolnicy z związku z tymi podwyżkami nie kupią nawozów, plony będą zdecydowanie mniejsze, a co za tym idzie ceny za pszenicę również wzrosną. To z kolei wpłynie na hodowców zwierząt hodowlanych – wyjaśnia prezes LIR.
Gustaw Jędrejek ocenia, że horrendalne ceny nawozów mogą przyczynić się do spadku produkcji żywności nawet o trzydzieści procent. A to miałoby katastrofalne skutki dla Polski. Tym bardziej, że Lubelska Izba Rolnicza, w związku z sytuacją na Ukrainie, przewiduje zwiększone zapotrzebowanie na żywność. Po drugie, wysokie stawki za nawozy spowodują wzrost cen żywności.
Jak tłumaczą całą sytuację producenci nawozów?
- Pomimo bardzo wymagającej sytuacji na rynkach surowcowych, a przede wszystkim, drastycznych wzrostach cen gazu, produkcja nawozów w Grupie Kapitałowej Grupa Azoty jest kontynuowana. Podejmujemy wszelkie możliwe działania, aby odpowiedzieć na potrzeby nawozowe polskich rolników przed szczytem sezonu wiosennego. Na bieżąco monitorujemy dynamiczną sytuację na rynkach surowcowych i przygotowujemy się na różne scenariusze – wyjaśnia rzecznik Grupy Azoty S.A. Monika Darnobyt. Rzeczniczka tłumaczy, że już w drugiej połowie 2021 roku - obserwując wzmożony popyt na nawozy na rynku krajowym – Grupa Azoty podjęła decyzję o ograniczaniu dostaw na rynki zagraniczne i przekierowaniu produktów na rynek krajowy.
W mediach pojawiają się jednak już informację o możliwych dopłatach do nawozów. Zapytaliśmy więc o to w Ministerstwie Rolnictwa.
- Jak podkreślił wicepremier, minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk, Komisja Europejska dała wymijającą odpowiedź w sprawie rekompensowania skutków wzrostu cen energii. Polska po raz kolejny będzie przedstawiała swoją propozycję, w której proponowane są dopłaty do zakupu nawozów – 500 zł na hektar użytków rolnych i 250 zł na hektar do trwałych użytków zielonych. Jednak bez zgody Komisji Europejskiej ten mechanizm dopłat nie może być wdrożony – tłumaczy Dariusz Mamiński z Wydziału Prasowego Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Napisz komentarz
Komentarze