Pogrzeb Jana Juźko odbył się 25 marca. Był on wieloletnim instruktorem i członkiem Zespołu Tańca Ludowego „Biawena”. Urodził się 26 lipca 1941 roku w Libiszowie w województwie lubelskim w rodzinie o patriotycznych tradycjach. Jego ojciec Jan Juźko ps. „Sęk” był żołnierzem Armii Krajowej z oddziału Edwarda Taraszkiewicza pseudonim “Żelazny”. – Tata bardzo się tym szczycił. Patriotyzm był dla niego bardzo ważny. Jego ogromną miłością była natomiast od zawsze muzyka. Nawet pomimo swojego słabego stanu zdrowia nie chciał do końca zrezygnować z udziału w koncertach czy wyjazdach Biaweny. Przez cały czas żył tym folklorem – opowiada Łukasz Juźko, syn pana Jana.
Wspomina, że podczas ostatniego wyjazdu z zespołem jego ojcu musiał towarzyszyć medyk, jednak mimo to pojechał.
– Gdy tata po udarze był już w słabej kondycji, to nawet wtedy członkowie zespołu starali się pokazać mu, że nadal jest potrzebny, a jego obecność jest dla nich bardzo ważna – podkreśla syn artysty i dodaje, że jego ojciec zawsze mógł liczyć na wsparcie kolegów z „Biaweny”.
Jan Juźko został odznaczony m.in. Krzyżem Zasługi za zasługi dla kultury polskiej.
Zawsze zaangażowany i profesjonalny
– Jan był wieloletnim instruktorem tańca w naszym zespole. Prowadził zajęcia i ćwiczenia w obrębie klasyki. Jednocześnie był członkiem kapeli zespołowej. Wiele lat podróżował z grupą, w zasadzie był z nami niemal na wszystkich kontynentach i uczestniczył we wszystkich festiwalach. Można powiedzieć, że był jednym z największych przyjaciół Biaweny. Człowiek bardzo uczynny, otwarty, zawsze zaangażowany w życie zespołu. Nauczył tańczyć wiele pokoleń młodzieży. Uczył postawy, właściwych kroków, ale też zachowania na scenie – mówi Rafał Izbicki, kierownik ZTL „Biawena” oraz dyrektor Muzeum Południowego Podlasia w Białej Podlaskiej. Podkreśla, że Jan Juźko był fachowcem jeśli chodzi o część związaną z klasyką i rytmiką, a jednocześnie był świetnym muzykiem. – Naprawdę wspaniały człowiek, przyznam szczerze, że trudno mi sobie wyobrazić, jak Biawena będzie funkcjonowała bez niego – podkreśla Izbicki.
Zostawił w zespole duszę
Oficjalnie Jan Juźko odszedł z „Biaweny” w 1999 roku, a jego ostatnim koncertem był ten na 25-lecie zespołu. Nie oznaczało to jednak, że zakończył wspieranie grupy i nadal chętnie uczestniczył w kolejnych koncertach. Jeździł też później jeszcze wielokrotnie na festiwale.
Ze zmarłym miał okazję przez wiele lat pracować wieloletni członek Biaweny Tadeusz Kobiałko.
– Co prawda utrzymywaliśmy kontakt tylko w ramach działalności zespołu, ale że Biawena była jak jedna wielka rodzina, to mam wiele wspomnień, związanych z Januszem. Uczył nas m.in. podstaw baletu, był w tym bardzo skrupulatny, a to wynikało z jego profesjonalizmu i doświadczenia, które wyniósł z Operetki Lubelskiej. Zawsze czuł się odpowiedzialny za to, jak zaprezentujemy się scenie, jaki będzie odbiór publiczności. Kiedy sam zostałem instruktorem zespołu, bazowałem na wiedzy, którą przekazał mi właśnie on. Uważam, że Janusz zostawił w zespole swoją duszę. Był niezwykle żywiołowy, przy czym zawsze zależało mu na tym, aby wszystko wyszło jak najlepiej, był prawdziwym profesjonalistą – przyznaje pan Tadeusz.
Zarażał optymizmem i pasją
Wspomina też wyjazd na festiwal w Finlandii w 1987 roku, gdzie „Biawena” zrobiła prawdziwą furorę. – Te lata pomiędzy 1983 a 1989 rokiem to był chyba najbardziej intensywny okres w życiu naszego zespołu. Wiązało się to z ogromem naszej pracy, reprezentowaliśmy przecież na arenie międzynarodowej Polskę i ministerstwo kultury. To była bardzo duża odpowiedzialność, takie można powiedzieć ambasadorstwo polskiej kultury na świecie. Jednym z takich ważnych festiwali był ten w Finlandii. Pamiętam, że nasz występ spotkał się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem pozornie wydawać by się mogło, zimnej, północnej publiczności. Zeszliśmy ze sceny po odtańczeniu m.in. tańców rzeszowskich, a wtedy niesiony tą falą okrzyków i braw Janusz rzucił swój bęben i podbiegał do nas wszystkich, by dać upust swojej radości. Krzyczał, że to był rewelacyjny występ, że takiego Rzeszowa to on jeszcze nie widział i nie mógł się tym naszym występem nacieszyć. To też dużo mówi o tym, jakim był żywiołowym człowiekiem, jak bardzo cieszyły go postępy Biaweny – opowiada Tadeusz Kobiałko.
Dodaje, że już po odejściu Jana Juźko z zespołu, rozmawiał z ludźmi, którzy mieli z nim do czynienia na próbach i przyznawali, że właśnie dzięki Janowi tańczą tak jak tańczą i są w zespole. – Janek był człowiekiem niezwykle otwartym. To był taki dobry duch zespołu. Lubił popisywać się przed publicznością swoją umiejętnością gry na bębnie. Kokietował widownię, łapał z nią świetny kontakt. Wnosił dużo optymizmu i pozytywnej energii do zespołu. Przekazał nam, tancerzom, ogrom wiedzy. Będzie go na pewno wszystkim brakowało – mówi z kolei Alicja Chodyka, była członkini ZTL „Biawena”.
Pod okiem Jana Juźko w sali Domu Socjalnego „Biawena” swoje pierwsze taneczne kroki stawiał też Piotr Zalipski. – Pan Jan mieszkał w klatce obok. Pamiętam jak w 1985 roku przyszedł do siedzących przed blokiem rodziców całej naszej paczki, około 15 osób, i powiedział, że zabiera wszystkich na zajęcia do Biaweny. Zarówno ze strony rodziców jak i naszej nie było żadnego sprzeciwu. Poszliśmy razem na zajęcia, jedni wytrwali krócej inni dłużej – opowiadał w jednym z artykułów Słowa Podlasia Piotr Zalipski, który z Biaweny trafił najpierw do Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk im. Stanisława Hadyny, a następnie przez 19 lat był tancerzem Zespołu Pieśni i Tańca Ludowego „Mazowsze”.
Napisz komentarz
Komentarze