W poniedziałek po południu, dyżurny parczewskiego komisariatu otrzymał zgłoszenie, że na jednej z posesji w gminie Dębowa Kłoda, w bagażniku samochodu, znaleziono martwego psa.
Zostali tam wysłani policjanci z zespołu patrolowo-interwencyjnego. Gdy mundurowi przybyli na miejsce zastali tam właścicieli martwego czworonoga. Z ich relacji wynikało, że zwierzę zamordował trzydziestoletni mężczyzna, który pomagał przy naprawie samochodów.
Opiekunowie zwierzęcia twierdzili, że tego dnia opuścili swoją posesję na pół godziny, a po ich powrocie 30-latek miał się zachowywać dziwnie i nerwowo. Potem bez słowa poszedł w kierunku swojego miejsca zamieszkania. Wtedy jeszcze poszkodowani nie zorientowali się, że na posesji nie ma psa.
Kilka godzin później dostali wiadomość SMS od 30-latka, w której mężczyzna tłumaczył, że w bagażniku nieużywanego auta znajduje się zamknięty pies. Mężczyzna wyjaśniał w wiadomości, że zamknął go tam, ponieważ go ugryzł.
Właściciel czworonoga, po przeczytaniu tej wiadomości poszedł pod wskazane miejsce, by natychmiast uwolnić psa, jednak gdy otworzył bagażnik zorientował się, że jego pupil już nie żyje. Zwierzę, szczelnie zawinięte w foliowe worki ukryte było pod zapasowym kołem, które dodatkowo przyciśnięte było dwoma akumulatorami.
Mundurowi natychmiast zatrzymali podejrzanego 30-latka, który przebywał akurat w swoim domu. Mężczyzna tłumaczył im, że ukrył psa w aucie, gdyż zamierzał zawieźć go do weterynarza i nie chciał, by mu uciekł podczas jazdy.
30-latek usłyszał zarzut uśmiercenia psa ze szczególnym okrucieństwem. Prokurator zastosował wobec podejrzanego środek zapobiegawczy w postaci dozoru policyjnego. Grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności.
Napisz komentarz
Komentarze