Na miejscu okazało się, że zwierzęta były już wyciągnięte ze smolnej pułapki. Jak się jednak okazało, był to dopiero początek walki o ich życie. Psiaki były prawie całe oblepione lepką mazią. Co więcej, żaden z miejscowych weterynarzy nie chciał udzielić pomocy na miejscu. Przekazywali tylko telefoniczne zalecenia dotyczące tego, żeby próbować wywabiać lepik z sierści zwierząt przy pomocy oleju i innych naturalnych tłuszczy.
Poniżej galeria zdjęć i dalsza część artykułu.
– Przybyli na miejsce strażacy wykazali się nadzwyczajną empatią. Nie tylko wyciągnęli nasze psy ze smoły, ale także pomagali nam udzielić pomocy, a nawet dzwonili po instytucjach, które potencjalnie mogłyby nam w tej ciężkiej sytuacji pomóc. Do lokalnego środowiska weterynaryjnego mam natomiast wielki żal. Rozumiem, że nie zdecydowali się podjąć kompleksowego leczenia, ale żaden z nich nie chciał się zgodzić, by przyjechać, podać psom choćby środki przeciwbólowe i uspokajające – mówi drżącym głosem nasza Czytelniczka.
Robiliśmy co w naszej mocy
Ze swojej strony członkowie redakcji wsparli właścicieli zwierząt pomocą w poszukiwaniu ratunku u profesjonalistów. Obdzwanialiśmy gabinety weterynaryjne, począwszy od tych w najbliższym regionie. Pozytywny odzew uzyskaliśmy dopiero od jednej z lubelskich placówek. Naszych Czytelników udało nam się także skontaktować ze Stowarzyszeniem Chełmska Straż Ochrony Zwierząt, które zadeklarowało wszelką możliwą pomoc, jaką jest w stanie zaoferować.
Udaliśmy się też na miejsce zdarzenia. Widok, jaki zastaliśmy, był straszny. Cała rodzina, starając się ratować psiaki, metodycznie wywabiała smołę z sierści i ciał zwierząt. Dodatkowo zapach i skomlenie udręczonych zwierząt utrudniały prace i tak przejętych członków rodziny naszej Czytelniczki. Odbiło się to także na nich. Jedna z kobiet zemdlała i zespół ratownictwa medycznego musiał zabrać ją na SOR. Na szczęście po przeprowadzonych badaniach okazało się, że to nic poważnego.
Obejrzeliśmy także samo rozlewisko smoły. Tafla lepiku, o wymiarach mniej więcej 5 na 10 metrów, przykryta cienką warstwą piachu, pozornie nie budziła skojarzeń z niebezpieczeństwem. Pod wpływem rosnącej temperatury gęsta, ropopochodna substancja błyskawicznie wciągała wszystko, co znalazło się na jej powierzchni.
Ludzie z powołaniem
W międzyczasie „mediowaliśmy” między specjalistami z Lubelskiego Centrum Małych Zwierząt, które zadeklarowało pomoc, a właścicielami zwierząt. Udało się ustalić wszystkie szczegóły. Pozostała kwestia transportu. Ten zapewniły członkinie Stowarzyszenia Chełmskiej Straży Ochrony Zwierząt, które przybyły na miejsce, zabezpieczyły zwierzęta i przewiozły je do kliniki weterynaryjnej. Do Chełma wróciły późnym wieczorem.
Wyrazy uznania należą się także personelowi lubelskiej placówki, który w licznej obsadzie natychmiast wziął się do pracy. Stan zwierząt jest bardzo zły. W gorszym jest suczka. Podczas transportu dostała drgawek, wymiotowała smołą. Ropopochodna substancja dostała jej się także do oczu i uszu.
Poszukiwanie winnych
Przy okazji całej tej sytuacji, na właścicieli posesji, na której znajduje się smolne rozlewisko, wylało się morze inwektyw, włącznie z wulgarnymi oskarżeniami o brak wyobraźni i odpowiedzialności. Postanowiliśmy wybadać sprawę. I okazuje się, że jest ona znacznie bardziej złożona.
Skontaktowaliśmy się zarówno z delegaturą Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska, chełmskim magistratem, jak i samym zainteresowanymi. Z informacji przekazanej nam przez urząd miasta wynika, że magistrat wydał decyzję, w której zobowiązał właścicieli nieruchomości przy ul. Towarowej do usunięcia z terenu działki substancji ropopochodnej. Przed wydaniem decyzji, na miejscu przeprowadzono kontrolę. Zdaniem urzędników, jednocześnie zobowiązano ich do właściwego zabezpieczenia posesji. Właściciele, nie zgadzając się z decyzją urzędu miasta, odwołali się od niej. Samorządowe Kolegium Odwoławcze utrzymało jednak decyzję magistratu w mocy. Właściciele złożyli więc skargę na decyzję do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Lublinie, wnosząc jednocześnie wniosek o wstrzymanie wykonalności decyzji i dodając, że na chwilę składania wniosku nie występuje ryzyko szkody w środowisku. WSA w Lublinie przychylił się do wniosku i wydał postanowienie (z dnia 22 września 2021 r.) o wstrzymaniu wykonalności decyzji. Jednocześnie Wojewódzki Sąd Administracyjny w Lublinie postanowieniem z dnia 11 stycznia 2022 r. utrzymał w mocy decyzję zobowiązującą właścicieli do usunięcia odpadów. Decyzję ponownie zaskarżono, tym razem do Naczelnego Sądu Administracyjnego w Warszawie. W tej chwili trwa oczekiwanie na decydujący werdykt, który wyda NSA. Cała procedura odwoławcza wstrzymuje natomiast nakaz wykonania pierwotnego postanowienia chełmskich urzędników.
Właściciele poszkodowani?
Jednocześnie okazuje się, że postawa dysponentów wspomnianej nieruchomości przy ul. Towarowej również nie jest bezzasadna. Jak nam przekazują, zostali oszukani przez poprzedniego właściciela – jedną ze spółek skarbu państwa, która nie poinformowała, że takie substancje znajdują się na terenie posesji. Okazało się to dopiero po tym, jak nowi nabywcy chcieli zniwelować teren na własny użytek.
– Poinformowano nas tylko, że pod spodem znajdują się odpowiednio zabezpieczone zbiorniki z wodą. Nikt nas natomiast nie uprzedził o obecności węglowodorów. Kiedy okazało się, że jest tu taka substancja, robiliśmy, co mogliśmy, żeby zabezpieczyć ten teren, żeby lepik nie rozlewał się na samą ulicę. Nie jesteśmy jednak w stanie zrobić wszystkiego we własnym zakresie, a tym bardziej zutylizować tych odpadów, bo znajduje się to poza naszym zasięgiem finansowym. Poza tym powinna to zrobić spółka, do której teren należał wcześniej. Wciąż próbujemy dociekać swoich praw w nierównej konfrontacji z poprzednim właścicielem, ale stoimy na z góry straconej pozycji – mówi jeden z obecnych posiadaczy nieruchomości.
Medialna sprawa
Słowa naszego rozmówcy zdaje się potwierdzać komentarz, który pojawił się pod wpisem prezydenta miasta, Jakuba Banaszka, na jednym z portali społecznościowych.
– W całej tej tragicznej sytuacji należy mieć na uwadze że ta substancja nie jest tam od wczoraj, ale od kilkudziesięciu lat. To pozostałość po poprzednim właścicielu terenu czyli spółce Skarbu Państwa - PKP S.A. To nie pierwszy przypadek w kraju, gdzie PKP sprzedało grunt z „niespodzianką” i pozbyło się problemu z chwilą przeniesienia własności na nowego właściciela, zastrzegając w umowie sprzedaży, że nabywca nie ma prawa mieć roszczeń w stosunku do PKP w przypadku wystąpienia takich sytuacji. Tak samo było na terenie dawnej lokomotywowni obecnej Castoramy. PKP doskonale wie, że utylizacja takiej ilości takich substancji to setki tysięcy złotych, więc po co ponosić koszty, jak można to „przerzucić” na przypadkowego Kowalskiego. Taka patologia na skalę kraju. Dlatego uważam, że przez najbliższe lata nic z tym nie zostanie zrobione, bo trudno wymagać od obecnego właściciela, który nie kupował nieruchomości z „niespodzianką”, by dziś wydał kilkunastokrotność wartości samego gruntu na utylizację pozostałości po spółce Skarbu Państwa. No chyba, że PKP zachowa się honorowo i wykona to na swój koszt, co oczywiście jest nierealne. Jedyne co należy zrobić niezwłocznie, to zabezpieczyć teren przed dostępem ludzi i zwierząt! (pisownia oryginalna) – twierdzi internauta.
Faktem jest, że cała ta dramatyczna sytuacja przynosi jednak skutek, bo w piątek, 12 maja, rozpoczęto odgradzać teren.
Jak pomóc właścicielom psów Ponieważ koszty kompleksowej opieki całego sztabu weterynaryjnego są niemałe, stowarzyszenie Chełmska Straż Ochrony Zwierząt zdecydowało się uruchomić zbiórkę, która ma pomóc właścicielom poszkodowanych zwierząt w walce o ich życie i zdrowie. |
- Proboszcz odznaczony za opiekę nad zabytkami. Dostał złotą odznakę
- Czy po pijanemu można prowadzić auto na swojej działce? Jest wyrok w takiej sprawie
- Więcej metrów mieszkania na osobę. Ale dalej gonimy zachodnią Europę
- Wolimy zrezygnować z ekstrawydatków, niż zrezygnować z wakacji
- Pierwsze Mieszkanie. Sprawdź, czy możesz skorzystać z programu
Napisz komentarz
Komentarze