Najpierw pojawił się stalowy stelaż z grubych rur. Potem konstrukcja została przykryta czerwoną blachą. W końcu zagadka została rozwiązana: okazało się, że to wiata przystankowa. O Zamościu jest teraz głośno, ale nie ze względu na jego walory turystyczne, ale przez przystanek, który robi furorę w internecie.
Wiata stanęła kilka dni temu. Od razu przyciągnęła uwagę swoim nietypowym kształtem. Trudno to opisać, ale przystanek przypomina czerwoną „stajenkę” bożonarodzeniową.
Jeszcze większe emocje niż jego uroda wywołały koszty inwestycji. Okazało się, że postawienie takiej wiaty kosztowało miasto ponad 375 tys. zł. 85 proc. wydatków pokryła UE, a przystanek jest jednym z elementów większego projektu, jakim jest budowa tzw. małej obwodnicy miasta.
„Bardzo dziękujemy za docierające sygnały dotyczące wiaty przystankowej (...). Zaangażowanie mieszkańców w dbanie o Zamość cieszy i motywuje do jeszcze bardziej wytężonej pracy dla dobra miasta” – tak swój przystankowy wpis zaczyna pomysłodawca, czyli samorząd miejski.
I przekonuje, że wiata będzie chronić od deszczu i wiatru, będą miejsca siedzące. Forma przystanku nawiązuje do kształtu zamojskiej twierdzy.
„Pierwotny projekt zawierał literę „Z” jak Zamość. Decyzja o usunięciu litery „Z” z pierwotnego projektu została podjęta po rozpoczęciu wojny w Ukrainie” – czytamy.
Opozycyjni radni nie pozostawili suchej nitki na tej inwestycji.
„Podzwoniłem do różnych firm, które produkują, sprzedają, montują wiaty przystankowe – napisał na FB jeden z nich. – Ładne, niedrogie wiaty kosztują 12-18 tys. zł. Są też droższe. Takie, jakby to ująć, „bardziej luksusowe”. To koszt 50-80 tys. zł. Słynna wiata w Zamościu wraz z pozwoleniem na budowę, montażem, projektem autorskim i resztą, którą widać i nie widać, kosztuje... Uwaga! 375 tysięcy złotych (!) + 37 tysięcy złotych za projekt zastępczy. Chciałoby się powiedzieć „złoty, a skromny”, ale nie... złoty nie jest. Choć dla firmy wykonawczej to złoty interes”.
Jak sławne ławeczki
Wiele osób zamojski przystanek już porównuje do słynnej niegdyś ławeczki – Polski. Stanęły one – przypomnijmy – w największych miastach w ubiegłym roku i szybko stały się obiektem drwin. Nie tylko przez wygląd, fatalne wykonanie, ale także przez koszty. Jedna kosztowała 100 tysięcy złotych.
Wcześniej były ławeczki patriotyczne – betonowe siedziska, które wygrywały pieśni wojskowe. To z kolei był pomysł MON za czasów ministra Antoniego Macierewicza.
PRZECZYTAJ TEŻ:
- Ksiądz przyłapany z narkotykami. Prokuratura postawiła zarzuty
- 5-latek wyszedł z domu bez opieki. Pomogła mu mieszkanka miasta
- 72-latek znęcał się nad rodziną. Kopnął ciężarną córkę w brzuch
Samorządowcy sobie nie żałują
Dziwne i drogie przedsięwzięcia nie są tylko domeną rządu (patrz Zamość), bo samorządy też potrafią. Np. w Lublinie w ubiegłym roku postawiono ekologiczny przystanek (mają go oplatać rośliny). Koszt? 72 tys. zł.
W Legnicy właśnie odnowiono muszlę koncertową. Uwagę przykuwa to, że koszt wstawienia dwóch toalet na tyle obiektu wyniósł 1,2 mln zł.
Jednak najsławniejsza taka inwestycja powstała w Białymstoku. W październiku 2022 r. w parku Planty pojawił się nowy szalet miejski – niewielki budynek. Kosztował ponad 430 tys. zł.
Kilka dni temu rozpoczął się demontaż kosztownej toalety. Okazało się, że budynek nie spełnia warunków technicznych, dotyczących wielkości pomieszczeń w tego typu obiektach.
Takich przykładów w całej Polsce jest więcej.
Napisz komentarz
Komentarze