Łukasz Makarewicz zaczął interesować się historią swojej rodziny w 2010 r. Impulsem do poszukiwań korzeni były 80. urodziny dziadka Józefa Kobiałko, na które przyjechała licznie rodzina. Wówczas zgromadziło się dwadzieścia osób. Na początku pytał o dzieje swojej rodziny dziadków, jednak mu to nie wystarczyło, więc zaczął szukać dokumentów w archiwach i w parafiach.
- Mój dziadek Józef Kobiałko pochodził spod Lwowa, z miejscowości Felsztyn. W wieku 16 lat wyjechał wraz z rodziną, w ramach akcji wysiedleńczej. Znalazłem kartę ewidencyjną, na której zapisani są członkowie rodziny, również została podana informacja, że dostali zapomogę, w tym szare, cienkie spodenki. Przyjechali na ziemie odzyskane, do Złocieńca, w zachodniopomorskim. Tam zaczęli wszystko od nowa. Gdy Józef Kobiałko uzyskał pełnoletność, zatrudnił się w Zakładach Przemysłu Wełnianego Złocieniec. Ten zakład objął patronat nad budową ZPW Biawena w Białej Podlaskiej. W Złocieńcu spotkał moją babcię Antoninę, która przyjechała z Wilkowic - opowiada Łukasz Makarewicz.
Przenieśli się ze Złocieńca
Dodaje, że już po ślubie Józefa i Antoniny Kobiałków i po narodzinach ich dwójki dzieci, małżeństwo zostało skierowane do pracy w Biawenie w Białej Podlaskiej, w 1968 r. Józef Kobiałko awansował i został mistrzem tkackim. W Biawenie pracowali też później rodzice genealoga Łukasza Makarewicza.
W internecie Łukasz znalazł natomiast archiwa pozwalające ustalić przodków ze strony babci Antoniny Kobiałko z domu Damek, aż do 1800 r. W Wilkowicach bywał w dzieciństwie, ale odwiedzał jedynie siostrę babci. Niedawno nawiązał kontakt z kuzynem z głównego pnia drzewa genealogicznego. - Spotkaliśmy się latem w Wilkowicach i kuzyn pokazał mi okolicę, jesteśmy cały czas w kontakcie - przekazuje Łukasz Makarewicz.
Ojciec Łukasza, Leszek Makarewicz urodził się w Berezówce w gminie Zalesie, podobnie jak jego ojciec Józef Mieczysław. - Pamiętam jak odwiedzaliśmy babcię w Berezówce, to piękne miejsce otoczone lasem i polami. Dziadka Józefa nie poznałem, bo zmarł przed ślubem rodziców - mówi Łukasz Makarewicz.
Przyznaje, że ze strony ojca miał utrudnione poszukiwania, gdyż dziadek Józef Makarewicz zmarł przedwcześnie - W rodzinie taty kilkukrotnie od różnych osób słyszałem historię o przodku, który był bardzo zamożny, ale stracił majątek przegrywając w karty lub dlatego, że się zadłużył i Żydzi go zlicytowali, po czym musiał się przenieść do innej miejscowości. Jednak, nie dotarłem do źródeł, które by potwierdziły tę opowieść, traktowałem ją jako fantastyczną. Udało mi się dotrzeć do faktów, które potwierdzały inną rodzinną legendę - zaznacza.
Zaczęło się od opowieści, którą przekazała mu babcia Klara z Panasiuków, żona Józefa Makarewicza. - Babcia Klara pewnego dnia opowiedziała, że jeden z synów prapradziadka Romana Makarewicza został wygnany za to, że się ożenił z prawosławną, która była Rosjanką. Był to punkt zapalny. Wówczas spakował się i wyjechał z nią do Rosji. Zapaliły mi się ogniki w oczach, że to trzeba wyjaśnić - wspomina pasjonat.
Wiedział, że Roman Makarewicz miał dziesięcioro dzieci. Jednym z nich był syn - Franciszek Ksawery. Łukasz Makarewicz odnalazł akty ślubów i zgonów pozostałych dzieci. Nie miał tylko aktu ślubu i zgonu Franciszka Ksawerego, więc zaczął rozpytywać o niego po rodzinie, usłyszał, że on właśnie został wygnany po ślubie z prawosławną. - W końcu jedna z cioć przypomniała sobie, że jak miała 12 lat, to na początku lat sześćdziesiątych do Berezówki przyjechał kuzyn z dalekiej Rosji. Zapamiętała, że ten kuzyn grał na harmonijce lub na akordeonie. Dodała, że ktoś jeszcze przyjeżdżał na przełomie 1989-1990. Wówczas na dworcu PKP w Terespolu ogłoszono, że ktoś szuka rodziny Makarewiczów. Tę informację przekazano rodzinie, ale jak przyjechali na dworzec już nikogo takiego nie było. Dowiedzieli się tylko, że była to osoba, która wysiadła z autobusu przyjeżdżającego z Brześcia - przekazuje.
Przełom w poszukiwaniach linii Franciszka Ksawerego przyszedł dopiero kilka lat temu. - Pojechałem do cioci z Pawłowa Starego, która wyszła za mąż za jednego z synów Stanisława, który był bratankiem poszukiwanego Franciszka Ksawerego. Jak się okazało był chrzestnym Stanisława i jak wspominała ciocia, ktoś z jego potomków przyjechał z Rosji, kiedy zmarł Stanisław w wyniku wypadku na roli. Jednak, był zabiedzony i w obdartych ubraniach. Wdowa po Stanisławie dała mu ubrania po swoim mężu i kiedy się przebrał, dzieci Stanisława, kiedy zobaczyły wujka rozpłakały się, bo bardzo przypominał z wyglądu ich ojca - przekazuje.
Tajemnicza wizyta kuzyna
Ciocia Łukasza dodała, że pobył około miesiąca, zarobił na bilet powrotny do Rosji. Później wysłał list z podziękowaniem za ciepłe przyjęcie, ale dokument się nie zachował. W 2019 r. w internecie na stronie portalu genealogicznego Lubelskie Korzenie regestry.lubgens.eu, opublikowano indeksy parafialne parafii prawosławnej w Terespolu.
- Sprawdziłem dane i znalazłem akt ślubu Franciszka Ksawerego, który zawarł sakrament małżeński w 1897 r. Dałem to do tłumaczenia, bo akt był w języku rosyjskim. Podane zostało, że Franciszek Ksawery urodził się w Cieleśnicy, a zamieszkiwał w Berezówce. Była też informacja, że przeprowadził się do Pińska i pracował na kolei jako stolarz. Widocznie fach miał po ojcu Romanie, który był bednarzem. Z kolei żona Franciszka Ksawerego to Helena Szewczuk, która była prawosławna i urodziła się w parafii Prużany. Dodano też, że była córką kucharza z majątku Kołczyn, który leży blisko Berezówki. Podano też, że małżeństwo przeprowadziło się do Pińska - tłumaczy Łukasz.
Przyznaje, że zaczął szukać aktów chrztu ich dzieci, ale ich nie znalazł od razu. Jednak, miał satysfakcję, że potwierdził rodzinną legendę. Wkrótce znalazł grupę "First, I'm from Pinsk" - ludzi, którzy pochodzą z Pińska, gdzie dał ogłoszenie, że szuka potomków Franciszka Ksawerego, ale nikt konkretny się nie zgłosił. W listopadzie 2022 r. opublikowano w tej grupie spis osób pochowanych od 1800 r. na cmentarzu parafialnym w Pińsku. Wtedy znalazł informacje o śmierci Franciszka Ksawerego, który zmarł w 1919 r. Wówczas odezwał się do administratora grupy i poprosił o wysłanie aktu zgonu, w którym zapisano, że Franciszek Ksawery odszedł w wyniku zachorowania na tyfus, ale ksiądz zdążył wyposażyć go w sakrament namaszczenia. W akcie zgonu podano, że to piński mieszczanin, który pozostawił żonę Helenę, syna Henryka i córkę Annę. Przekazuje, że od administratora grupy na Facebooku dostał też akt urodzenia Henryka, z 1905 r. Były na dokumencie dopiski, że akt był kopiowany w latach czterdziestych i osiemdziesiątych.
Rodzina odnaleziona
Dotarł też do aktu ślubu Henryka, który ożenił się w 1934 r. z Katarzyną z Wiktorowiczów. Wtedy uznał, że może uda mu się znaleźć dzieci lub wnuki Henryka i Katarzyny. Tak też się stało, otrzymał także akt urodzenia Franciszka Mariana z 1934 r. syna Henryka i Katarzyny Makarewiczów. Podano, że rodzina mieszkała przy ul. Kolegialnej w Pińsku, obecnie to ul. Północna.
- W grupie na Facebooku było 15 osób o nazwisku Makarewicz, więc zdecydowałem się do wszystkich napisać. Na drugi dzień odezwała się do mnie Ola Makarewicz, która napisała po angielsku, że mieszka w Teksasie w Stanach Zjednoczonych, a przodkowie, których wymieniłem to jej rodzina, Franciszek Marian to jej dziadek, Henryk to jej pradziadek - mówi hobbysta. Przekazała, tę informację rodzinie, w tym siostrze Katarzynie, która mieszka w Mińsku.
W tym roku Katarzyna postanowiła przyjechać do Polski i spotkać się ze swoim kuzynem Łukaszem Makarewiczem. - Przywitałem ją chlebem i solą, później pojechaliśmy do Malowej Góry, gdzie znajduje się grób Romana Makarewicza naszego wspólnego przodka - informuje. - W przyszłości planujemy spotkanie w większym gronie odnalezionych rodzin - zaznacza.
Łukasz Makarewicz chętnych zaprasza na spotkania Klubu Genealogicznego "W Poszukiwaniu Korzeni" w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Białej Podlaskiej, gdzie można uzyskać pomoc w początkowych poszukiwaniach swoich własnych korzeni, a także spotkać się i porozmawiać z pasjonatami genealogii w regionie.
Napisz komentarz
Komentarze