Jeżeli ktoś się zastanawia, co ma dzięki obecności Polski w UE, to jest kolejny kamyczek do ogródka zwolenników Unii. A zaczęło się od codziennego kłopotu.
Dwa lata i awaria
Kto tego nie przeżył? Kupuje się np. lodówkę z obowiązkową gwarancją na dwa lata i niemal zaraz po pływie tego terminu sprzęt zaczyna się psuć.
– Miałem tak z pralką. Używałem jej 5 lat, ale po około 2-3 od zakupu zaczęła szwankować. Nauczyłem się ją naprawiać sam, ale musiałem to robić niemal co miesiąc. Żona i córka powtarzały, żeby oddać ją do serwisu, ale ja się uparłem. W końcu jednak się podałem i rok temu wymieniliśmy pralkę – opowiada pan Grzegorz.
I właśnie takim rzeczom chce przeciwdziałać Unia Europejska.
Rada Unii Europejskiej przyjęła dyrektywę dotyczącą codziennie używanych urządzeń domowych.
Nowe przepisy mają umożliwić konsumentom łatwe, tańsze i szybsze naprawy oraz zachęcać ich, żeby reperowali sprzęty, zamiast kupować nowe. Wpisuje się to w proekologiczną politykę wspólnoty i chęć zmniejszenia liczby elektrośmieci.
Co ma się zmienić?
Otóż producenci różnego rodzaju sprzętu (od lodówek do smartfonów) zostaną zobowiązani do zaoferowania klientom naprawy w atrakcyjnych cenach. Mają być one wykonywane szybko. Kupujący mają być informowani o takiej możliwości.
Dodatkowo towar, który będzie naprawiany w okresie gwarancyjnym, zyska jeszcze dodatkowy rok gwarancji.
Zgodnie z nowymi przepisami naprawy mają być możliwe nie tylko w autoryzowanych serwisach. To także spore ułatwienie, bo czasami producenci mają swoje 2-3 oddziały w całej Polsce. Klient musi wówczas zwieźć zepsutą rzecz albo wysłać ja w paczce.
I jeszcze jedno. Zdarza się, że w fabrykach pralki czy lodówki są plombowane. I to w taki sposób, że nie da się zdjąć zabezpieczeń. To także ma być zakazane.
Co jednak najważniejsze sprzęt ma mieć dłuższe życie.
Teraz każdy w krajów UE musi te przepisy wprowadzić do swojego prawa. Mają na to 2 lata.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze