W marcu 2023 roku w Sądzie Rejonowym w Białej Podlaskiej ruszył proces, w którym prokuratura oskarżyła dwóch weterynarzy granicznych, dwóch włoskich kierowców i Rosjanina, o to co przydarzyło się tygrysom transportowanym z Włoch do Rosji jesienią 2019 roku. Osoby, które uczestniczyły w transporcie zwierząt, czyli Włosi i Rosjanin, oskarżone są o znęcanie się nad zwierzętami poprzez niezapewnienie odpowiednich warunków w trakcie podróży, doprowadzenie do ich cierpienia i pogorszenia ich dobrostanu. Nie przyznają się do winy.
Weterynarz graniczny Jarosław Nestorowicz oskarżony jest o niedopełnienie obowiązków, natomiast weterynarz Eugeniusz Karpiuk, który bezpośrednio dokonywał kontroli weterynaryjnej na granicy, ma te same zarzuty i dodatkowo zarzuty znęcania się nad zwierzętami. Obaj weterynarze uważają, że są niewinni, chcą występować pod pełnymi nazwiskami i nie chcą utajniać wizerunku. Od początku procesu osobiście w nim uczestniczą, stawiając się na kolejne rozprawy. Oskarżeni obcokrajowcy dotąd ani razu nie pojawili się na sali rozpraw. Na pierwszym posiedzeniu w sprawie odczytane zostały przez sędzię Barbarę Wójtowicz ich zaznania, zebrane w czasie postępowania.
Dziś proces zbliża się do końca. Sąd czeka na odezwę z Włoch. W ostatnich dniach lutego przesłuchany tam został na wniosek strony polskiej drugi świadek.
- Z korespondencji prowadzonej z prokuraturą w Rzymie wynika, że 22 lutego tego roku został przesłuchany drugi ze świadków, natomiast pierwszy świadek został przesłuchany w październiku 2024 roku. Czekamy w tym momencie na odezwę z Włoch. Ne wiemy, czy strona włoska dokona tłumaczenia dokumentów, czy sami będziemy musieli wykonać tę czynność. W tym momencie jak się wydaje, całość materiału dowodowego została zgromadzona – poinformowała na ostatniej rozprawie SSR Barbara Wójtowicz.
Wyjaśnień złożonych przez włoskich świadków ciekaw jest obrońca polskich weterynarzy. Wśród składających zeznania znalazł się bowiem lekarz weterynarii z Włoch. Jak mówi mec. Adam Szkodziński, strony miały możliwość przesłania za pośrednictwem polskiego sądu pytań do słuchanych w Włoszech świadków. Obrońca weterynarzy granicznych liczy więc na to, że znajdą się tam odpowiedzi na zadane przez nich pytania.
- To Włosi byli organizatorami tego transportu, to oni mieli prawny obowiązek zabezpieczenia transportu, wyznaczenia trasy i wybór przewoźnika, który spełniałby wszystkie wymogi. Liczymy na to, że te przesłuchania z Włoch jasno i klarownie odpowiedzą nam na pytania kto jest odpowiedzialny za ten transport, kto powinien znajdować się na ławie oskarżonych i zamkną klamrą całą historię, przypominając skąd te tygrysy jechały i kto organizował transport – mówi mec. Adam Szkodziński, obrońca granicznych lekarzy weterynarii.
Oskarżeni w sprawie weterynarze z granicznego inspektoratu weterynarii w Koroszczynie za pośrednictwem swojego obrońcy zgłosili sądowi chęć odniesienia się do zebranego materiału procesowego i złożenie wyjaśnień uzupełniających przed zamknięciem przewodu. Kiedy należy się zatem spodziewać rozstrzygnięcia sprawy tygrysów w pierwszej instancji? Wszystko zależy teraz tak naprawdę od tego, jak szybko strona włoska przekaże do sądu w Białej Podlaskiej oczekiwane dokumenty.
(10).jpg)
Jak do tego doszło?
Transport z tygrysami przybył na przejście w Koroszczynie w nocy z 24 na 25 października 2019 r. Przewoźnik miał tzw. dokumenty CITES, wymagane konwencją waszyngtońską, mówiącą o zasadach przewozu zwierząt egzotycznych. Jednak już w trakcie kontroli transportu przed jego wyruszeniem na Białoruś, opiekunowie zwierząt mieli być informowani przez nasze służby o tym, że nie posiadają dokumentów, których wymagać będzie strona białoruska, chodziło o certyfikaty, wydawane przez urzędowego lekarza weterynarii we Włoszech. Włoscy kierowcy nie mieli też wiz. Mimo tego chcieli na Białoruś wjechać. Z białoruskiej granicy zostali cofnięci, a transport z tygrysami utknął w Koroszczynie, bez możliwości rozładowania go i dania zwierzętom wytchnienia od ciasnych klatek. Tygrysy wyjechały z Koroszczyna 30 października. Trafiły do ZOO w Poznaniu i Człuchowie. Później część z nich wyjechała do azylów za granicą. Jedno ze zwierząt padło w transporcie w oczekiwaniu na pomoc.
CZYTAJ TEŻ:
Napisz komentarz
Komentarze