Chodzi o mieszkanie z zasobów komunalnych, które pani Kosidło straciła ponad rok temu. Lokal zajmowała od 1994 roku. Mieszkała tam z niepełnosprawnym synem. Z końcem 2016 roku wyprowadziła się z mieszkania, gdyż zostało zalane. Miała grzyb na ścianie, a w lokalu zagnieździły się insekty. Jak mówi, chciała umożliwić ZGL, administratorowi lokalu przeprowadzenie remontu. Wcześniej na własny koszt wymieniła w mieszkaniu okna, przystosowała łazienkę do potrzeb niepełnosprawnego syna (dzięki pieniądzom pozyskanym z PFRON). Oczekiwała, że administrator poczuje się do obowiązku, by wesprzeć ją w doprowadzeniu lokalu do porządku po zalaniu. Jednak w połowie 2017 roku, pod jej nieobecność pracownicy ZGL zajęli mieszkanie, w którym pozostawiła swoje rzeczy. Kobieta twierdzi, że zrobiono to bezprawnie, doszło do naruszenia miru domowego, pozbawiono ją mieszkania bez sądowego wyroku. ZGL utrzymuje, że przejął mieszkanie, gdyż to zostało przez Jolantę Kosidło opuszczone.
Teraz mieszka z synem w mieszkaniu wynajmowanym na wolnym rynku mieszkaniu. Jak mówi, po odliczeniu wydatków na rehabilitację syna i opłaty mieszkaniowe zostaje jej około 600 złotych na miesiąc. Podczas gdy mieszkanka Radzynia i jej syn stali przed UM, w holu budynku zastaliśmy dyrektora ZGL. – Działamy w oparciu o przepisy prawa. Jeśli pani Kosidło złoży podanie o lokal, to będzie on rozpatrywany – mówi Marek Niewęgłowski i dodaje, że kobieta miała propozycję dwóch lokali, której nie przyjęła.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 30/2018
Napisz komentarz
Komentarze