O zajściu właściciel pasieki z czternastoma ulami poinformował Komisariat Policji w Międzyrzecu Podlaskim. – Hoduję pszczoły od dwudziestu lat. To pierwsza taka sytuacja. Przyjechałem w sobotę, 19 lipca, do swojej pasieki po tygodniowej nieobecności. Zastałem przerażający widok. Pszczoły z pięciu uli były martwe. Większość znajdowało się w górnej części ramy, więc uznałem, że ktoś musiał prysnąć jakimś środkiem chemicznym do wewnątrz ula. Nie wiem kiedy to mogło się stać, jak wyjeżdżałem tydzień wcześniej, wszystko było w porządku – relacjonuje Andrzej Sierocki.
Podkreśla, że straty materialne, jakie poniósł nie są tak ważne, choć nie ukrywa, że dopiero w przyszłym roku dowie się, ile tak naprawdę wyniosą. - Wiadomo, że dochodzi kwestia ceny roju pszczelego, było też trochę miodu, zniszczono ule i ramy, bo po takim opryskaniu są do wyrzucenia, ale ile tak naprawdę straty wyniosą będę wiedział dopiero w przyszłym roku, bo przecież zginęło pięć pszczelich rodzin, które zapylały moje rośliny – wyjaśnia właściciel pasieki w Sokulu.
Cały artykuł przeczytacie w aktualnym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 31
Napisz komentarz
Komentarze