Protestujący zorganizowali już też dwa spotkania dotyczące tej sprawy. Nas każde przyszło prawie po sto osób. - Z pewnością będziemy dalej zabiegać o to aby przedsięwzięcie nie doszło do skutku – mówi Małgorzata Wiącek, której rodzina mieszka w Bukowicach. Dodaje też, że o to, że ceny gruntów i nieruchomości spadną nawet o 50 procent martwią się też mieszkańcy okolicznych miejscowości. – Nie są to bezzasadne obawy, gdyż w internecie można znaleźć bardzo dużo publikacji, które o tym mówią. Poza tym wiemy, iż odór nie pozwoli na normalne funkcjonowanie. Osoby mieszkające koło ferm przemysłowych narzekają, iż nie mogą otworzyć okna, zwłaszcza nocą, nie mówiąc o wywieszeniu prania czy zrobieniu wieczorem grilla na podwórku – podkreśla mieszkanka Bukowic.
Jak zauważa w Popławach, gdzie zakład taki już funkcjonuje nie da się już normalnie oddychać. - Fermy zanieczyszczają powietrze, a wyrzucana gnojowica powoduje zanieczyszczenie gleby i wód podziemnych – wylicza. Jej zdaniem otworzenie już jednej fermy może spowodować, iż więcej osób będzie zainteresowanych tego typu działalnością i za chwilę w okolicy pojawią się kolejne. - Nie chcemy by w naszej gminie powstawały takie przedsięwzięcia. W fermie ma być hodowanych aż 300 tys. sztuk drobiu, który będzie trzymany tam w strasznych warunkach. Zakład ma powstać w bliskiej odległości od zabudowań mieszkalnych. Tymczasem wietrzenie takiego miejsca odbywa się dwa razy dziennie, więc do powietrza dostaje się siarkowodór - wyjaśnia aktywistka.
Cały artykuł znajdziecie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 22 października
Napisz komentarz
Komentarze