Nasz czytelnik w poszukiwaniu kamieni często jeździ do należącej do jego syna piszczackiej kopalni piasku. Z ciekawych okazów buduję później skalniaki.
- Pewnego dnia, a był to lipiec minionego roku, operator koparki wykopał duży kamień. Pokazał mi go. Okazało się, że jest inny niż te, które do tej pory widziałem. Był duży i ciężki, ważył kilka kilogramów. Zabrałem go do domu, zastanawiając się, skąd wziął się w ziemi. Może to meteoryt
– opowiada Józef Zabłocki.
Kamień ma wygląd krzemienia o odcieniu grafitowo-biało-czarnym, waży ok. 7 kg. – Jest przegrzany, przetopiony, może leciał z kosmosu. Składa się z kilku warstw, w które wtopione są kamienie – opowiada mieszkaniec Piszczaca. Zanim go wydobyto znajdował się w ziemi, choć trudno określić, na jakiej głębokości. Prawdopodobnie powyżej 4 metry od poziomu gruntu. Kawałek odłamał się, kiedy koparka go zahaczyła łyżką. W tym miejscu ma białą warstwę, w pozostałej części czarną. Obie są śliskie.
Jak dodaje Józef Zabłocki w pierwszej warstwie piasku (do 4 m głębokości) znajdowały się też sosnowe korzenie, które mogły tam leżeć długi czas. Pozostała tylko pachnąca żywica łuczyna. Mężczyzna postanowił zaprezentować swe znalezisko czytelnikom Słowa Podlasia. My pokazaliśmy tajemniczy kamień pokazaliśmy doświadczonemu geologowi. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 31 marca
Napisz komentarz
Komentarze