Pozwolenie na wycięcie lipy Krzysztof Żyluk uzyskał bez problemu w Urzędzie Gminy w Huszlewie już kilka lat temu. Dotąd jednak drzewo rośnie i coraz bardziej pochyla się w stronę jego starej drewnianej stodoły i, co gorsze, dużej murowanej u sąsiada. Tylko patrzeć, jak przy silniejszym wietrze padnie, niszcząc oba budynki pniem i rozłożystą koroną. – To wtedy będzie podstawa do interwencji straży. Ale żeby temu zapobiec, to nie – skarży się.
Do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Łosicach zwracał się dwukrotnie. Za pierwszym razem była odmowa. Poskarżył się wtedy telefonicznie w komendzie wojewódzkiej w Warszawie. Tam poradzono mu, aby ponownie zwrócił się do łosickiej jednostki, a w razie odmowy złożył skargę do komendanta wojewódzkiego. Tak też zrobił, bo i za drugim razem strażacy z Łosic stwierdzili, że nie ma bezpośredniego zagrożenia, więc nie wyślą ludzi i sprzętu.
Jednak komendant wojewódzki uznał skargę Żyluka za bezzasadną. "Wizja lokalna przeprowadzona przez zastępcę komendanta KPPSP w Łosicach oraz dowódcę tamtejszej Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nie potwierdziła zgłaszanego przez skarżącego zagrożenia" – odpisał.
Właściciel próbował sam wynająć firmę, co zajmują się wycinką drzew. – Jedną z Rzeczycy to nawet z podnośnikiem, ale żadna nie chciała się podjąć. Za duże zagrożenie, ryzyko, mówili, bo jak się zwali na budynek, to kto za to zapłaci – opowiada.
Beata Malczuk
Czy pan Krzysztof ostatecznie coś wskórał w tej sprawie? Czy może powinien cierpliwie czekać, aż przy pierwszej lepszej wichurze lipa zwali się na chałupę i go zabije...? Przeczytaj cały artykuł w wydaniu elektronicznym "Słowa" z 4 października (nr 40).
Napisz komentarz
Komentarze