Pierwsze wzmianki o Gęsi pochodzą z XVI wieku. W wieku XIX opisano Gęś jako wieś i folwark w powiecie radzyńskim, gminie Jabłoń, parafii Gęś. We wsi znajdowała się cerkiew parafialna dla ludności rusińskiej i szkoła podstawowa. W spisie z roku 1827 zliczono tam 113 domów i 918 mieszkańców. W roku 1881 było już 137 domów i 865 mieszkańców z gruntem 2816 morgi. Wieś posiadał w 1673 roku starościc lubelski Mikołaj Andrzej Firlej. Według historycznych danych w 1795 leżała w ziemi mielnickiej województwa podlaskiego. W latach 1975–1998 należała do województwa bialskopodlaskiego. Oficjalna wersja mówi, że nazwa wsi pochodzi od apelatywu (nazwy pospolitej przyp. red.) „gęś”, w języku białoruskim „huś”. Stąd w przekazach z roku 1576 występuje nazwa Husz, a Huss w roku 1578.
Służący co był kłamcą i łakomczuchem
Jest jednak i mniej oficjalna historia, według której miejscowość zawdzięcza swoją nazwę machlojkom dziedzicowego sługi, który to przez lata oszukiwał swego pana, a dopiero wspólna wycieczka i ptak gęsią zwany wyprowadził władcę z błędu i dzięki niemu przejrzał na oczy… Ale od początku. Bardzo dawno temu, kiedy ziemiami polskimi rządzili jeszcze królowie, pod Jabłoń sprowadził się jeden szlachcic. Nie był zbyt bogaty, u swojego boku miał tylko jedynego sługę, który był jego lokajem, kucharzem i stangretem, woźnicą inaczej zwanym. W zależności od potrzeby sługa wypełniał swoje obowiązki i spełniał różne role. Dzięki temu cieszył się bezgranicznym zaufaniem swego pana. A że chytry był i łasy na pieniądze a przy tym obżerał się okrutnie, zagarnąć nawet pańskiego jedzenia lubił jak najwięcej. Cały czas oszukiwał też nie grzeszącego inteligencją szlachcica, okradając go przy każdej możliwej sposobności. Tymczasem naiwny dziedzic wierzył w każde słowo podwładnego. Chodził dniami i nocami zamyślony, rozmarzony, bujając w obłokach i nie zwracał uwagi na machlojki lokaja. Ten z kolei był tak bezczelny, że dla siebie brał najlepsze kąski, przygotowując obiad czy kolację swemu panu.
Jednonoga gęś na talerzu
Pewnego razu przebrała się jednak miara. Otóż dziedzic na kolację zażyczył sobie gęś pieczoną. Ptaków co prawda nie brakowało w folwarku, ale i przy tej okazji sługus postanowił dać upust swemu łakomstwu. Przyrządzając potrawę, postanowił zjeść w międzyczasie jedną nogę. Wydawało mu się, że bez problemu ukryje przed szlachcicem kolejną machlojkę. Zaszył gęsią skórę w taki sposób, żeby nie było widać, iż ptakowi brakuje nogi. Podał danie panu i już miał zamiar obrócić się na pięcie, by w kuchni świętować kolejne udane oszustwo, gdy dziedzic zapytał: - Co to jest? Zdziwiony lokaj nie do końca wiedział na początku o co chodzi albo tylko tak udawał. – Gęś, jaśnie panie, według życzenia – odparł. – A gdzie się podziała druga noga? – zadał drugie pytanie szlachcic.
Sługa na chwilę osłupiał. Na szczęście umysł miał jednak bystry i postanowił brnąć w kłamstwo dalej, licząc, że i tym razem bez problemu pan da wiarę jego słowom. – Nie było drugiej nogi – odpowiedział, czekając na dalszy przebieg zdarzeń. – Jak to nie było? Tylko jedną nogę gęś miała? – dziwił się dziedzic. – A jedną – odpowiedział rezolutnie służący. – Tu wszystkie gęsi mają po jednej nodze – dodał. Dziwne to było tłumaczenie, ale przyzwyczajony do łatwowierności pana myślał, że na tym dyskusja się skończy. Nie tym razem. Szlachcic zainteresował się tym dziwnym zjawiskiem i zechciał przekonać się o tym osobiście. Kazał lokajowi zaprzęgnąć konie i postanowił, że zaraz po kolacji wyruszą, by zobaczyć jednonogie gęsi. Sługa był jednak pewien, że nawet w tej sytuacji zdoła okpić naiwnego pana.
Opowiadania opracowane na podstawie publikacji Apolinarego Nosalskiego „Opowieści znad Piwonii i Konotopy”.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 8 września
Napisz komentarz
Komentarze