Budynek przy ulicy Piłsudskiego w Sarnakach należy obecnie do gminy i są tam mieszkania. W okresie międzywojennym mieścił się w nim areszt wykorzystywany przez władze sanacyjne. Potem robili z niego użytek Niemcy, a po drugiej wojnie służył brutalnemu utrwalaniu władzy ludowej. W gminie stacjonowało NKWD.
W Sarnakach nie ma izby pamięci poświęconej bohaterom Akcji V2, chociaż ich imię nosi Szkoła Podstawowa i Gimnazjum. Jest pomysł, aby izbę otworzyć w dawnym areszcie oraz aby znalazł się w niej choćby kącik upamiętniający Żołnierzy Wyklętych, w tym związanego z Ziemią Sarnacką Władysława Łukasiuka ps. Młot, dowódcę VI Brygady Wileńskiej. Autorem tego pomysłu jest Mariusz Dudziuk, który od kilku lat wraz z małą grupą mieszkańców wytrwale kultywuje pamięć o najwybitniejszym partyzancie Podlasia, bo tak Władysława Łukasiuka określają dr Tomasz Łabuszewski i Kazimierz Krajewski.
"Przez oddziały "Młota" przewinęło się łącznie około 300 żołnierzy walczących w polu z bronią w ręku (nie licząc setek uczestników siatki terenowej). Ponad 140 zginęło w walce, w katowniach UB lub przed lufami plutonów egzekucyjnych. Pozostali w większości przeszli przez okrutne śledztwa i odbyli wieloletnie wyroki więzienia. Dziś żyją już tylko nieliczni. Spośród dowódców pododdziałów podlegających "Młotowi" nie przeżył ani jeden. Stało się tak, jak zapisano w jednej z ulotek 6. Brygady Wileńskiej: Do ostatniego legniemy, by wyrzucić precz z naszej Ojczyzny Sowietów" – napisali badacze najnowszej historii, będący pracownikami Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. Podkreślali także, że w 1944 roku niewybuch rakiety V2 został zabezpieczony i ukryty przez podkomendnych "Młota", a następnie jej istotne elementy drogą lotniczą dostarczono do Londynu. To oni więc przyczynili się do rozpracowania śmiercionośnej broni.
Dlaczego dawny areszt jest w ocenie Mariusza Dudziuka odpowiednim miejscem? – Dlatego, że został zbroczony ludzką krwią. Żyją jeszcze ludzie, który pamiętają krew na jego ścianach – podkreśla. I przypomina historię 37-letniego Edwarda Gregorczuka ps. Bonawentura, zastępcy "Młota". W 1946 roku skatowanego wyrzucono go przy drodze. Obecnie w tym miejscu stoi metalowy krzyż, przy którym 1 marca grupa mieszkańców zapaliła znicze. Wcześniej z ich inicjatywy, tak jak od kilku lat, odprawiono w kościele mszę w intencji Żołnierzy Wyklętych.
Pamięć o "Młocie" przetrwała, ale nadal nie wiadomo, gdzie pochowano partyzanta. Został zastrzelony w 1949 roku przez podkomendnego Czesława Dybowskiego chwilę po tym, jak sam zastrzelił jego brata za niewykonanie rozkazu zabicia milicjanta. Według informacji, do jakich dotarł Mariusz Dudziuk, "Młota" pogrzebano niedaleko tego miejsca na żwirowisku Czartajówka. Spoczywał tam 2-3 tygodnie. Potem zabrali go ludzie z Urzędu Bezpieczeństwa i w Bielsku Podlaskim wykonano pośmiertną sekcję, która wykazała, że Łukasiuk zginął od dwóch strzałów z broni krótkiej, w pierś i w głowę. Pracownik UB Konstanty Pilipiuk (urodzony w 1916 roku w Rosji, ukończył 5 klas) dostał rozkaz pochowania "Młota" i zrobił to wedle własnego uznania, do śmierci nie wyjawiając gdzie. Na łożu śmierci zeznał podobno, że nie było takiego rozkazu.
Zapytaliśmy wójta Andrzeja Lipkę o potrzebę utworzenia izby pamięci. – Jest to w sferze naszych rozważań. Myślę jednak, że w budynku przy ulicy Piłsudskiego nie byłoby wystarczająco dużo miejsca. Po reformie oświaty pozostaną w szkole pomieszczenia, które będzie można wykorzystać do tego celu – odpowiada wójt.
Beata Malczuk
Napisz komentarz
Komentarze