Najgorsza dla 37-letniego pana Krzysztofa jest świadomość, że choroba odbiera mu najcenniejsze chwile życia, te które mógłby poświęcić swoim bliskim. Patrzeć jak rozwijają się jego dzieci, jak nabywają nowych umiejętności, odrabiać z nimi lekcje i grać w piłkę, jak każdy szczęśliwy ojciec i mąż. - Trzy lata temu byłem szczęśliwym facetem, czwórka dzieci, praca, wspaniała żona, wszystko tak jak zawsze chciałem. Największe zmartwienie to urlop, zaległy mandat, zakupy. Teraz moje życie dobiega końca na oczach moich dzieci, które patrzą, jak słabnę, jak siedzę wpatrzony przed siebie, urywam kontakt, tracę świadomość – mówi pan Krzysztof.
Lewy sierpowy od życia
Chorobę zdiagnozowano u mężczyzny w lutym 2014 roku. Złe samopoczucie, kaszel i potworne swędzenie skóry – lekarze długo nie wiedzieli, co kryje się za coraz bardziej utrudniającymi codzienne funkcjonowanie objawami. Chłonniak Hodkinga, diagnoza początkowo brzmiała jak wyrok, ale pan Krzysztof wiedział, że musi być silny ze względu na ukochane dzieci. Najmłodsza z nich Wiktoria ma dopiero sześć lat. - Pierwszą chemię przeszedłem dość dobrze, sam dziwiłem się, o co tyle krzyku. Owszem, człowiek słabnie, przychodzą mdłości, ale pierwsza chemia i radioterapia to bardzo wielka nadzieja. Kiedy lekarz ściska rękę i mówi remisja, nie masz jeszcze w sobie dość pokory, by dziękować Bogu, myślisz, że dałeś radę, że jesteś silny. Zmieniasz zdanie na hasło wznowa – dodaje mężczyzna.
To słowo usłyszał od lekarza po zaledwie czterech miesiącach od euforii, gdy myślał, że najgorsze jest już za nim. - To jak lewy sierpowy od życia, po którym nie możesz się przewrócić, bo na wszystko patrzą twoi najbliżsi – przyznaje.
I choć trudno w to uwierzyć, na kolejną chemioterapię pan Krzysztof czekał z utęsknieniem, nie mógł bowiem znieść świadomości, że rak nadal wyniszcza jego organizm. Ale nauczony poprzednim gorzkim doświadczeniem rozczarowania już do kolejnej remisji podszedł z pewną ostrożnością. -Wiedziałem już, że to nie gwarancja, to jedynie malutka bitwa na przedpolach ogromnego starcia o wszystko. W grudniu 2015 r. lekarze dokonali cudu, przyjąłem autoprzeszczep, zabieg, który miał być przełomowy. Nie był, koszmar powrócił po czterech miesiącach jak w zegarku – załamuje głos mężczyzna.
Jest szansa...
Kolejne próby walki z nowotworem były skuteczne tylko na chwilę, gdyż po uzyskaniu częściowej remisji pojawiła się kolejna progresja choroby. Lekarze rozkładają ręce, twierdzą, że tradycyjna chemioterapia nie pomoże panu Krzysztofowi. Zastopuje raka tylko na moment, by powrócić z jeszcze silniejszym rzutem.
Jednak choroba nie przeraża mężczyzny tak bardzo, jak niepokój o przyszłość swojej rodziny. Codziennie dręczą go złe myśli, że nie będzie w stanie ich wychować dzieci tak jak marzył, że zostawia ukochaną żonę z problemami samą. - Kiedyś moja córeczka Wiktoria zapytała mnie, czy nigdy jej nie zostawię. Powiedziałem że nigdy... Wtedy nie zastanawiałem się nad tym, co będzie, nie zakładałem, że będzie źle. Teraz kiedy dzieci do mnie przychodzą do szpitala, uśmiecham się i choć to najtrudniejsza rola w moim życiu nigdy jej nie będę żałował, nie chcę by widziały cierpienie i mój strach. One mają być szczęśliwe, mają cieszyć się z dzieciństwa, a nie z przerażeniem patrzeć na to, co rak robi z ich ojcem – stwierdza.
Jedyną szansą na powrót do zdrowia dla pana Krzysztofa jest niekonwencjonalna metoda leczenia. Immunoterapia, która mogłaby przygotować organizm mężczyzny na ostatni już przeszczep jest bardzo droga i nierefundowana w Polsce. - Mam szansę, ale jest ona poza zasięgiem. Nie mam pracy, bo choroba zabrała nawet to, mam 4 dzieci i żadnego pomysłu na to, skąd uzyskać taką sumę. Nie jest wstydem prosić, wstydem jest się poddać, kiedy liczą na ciebie bliscy. Za każdą pomoc dziękuję, bo każda wyciągnięta do mnie ręka, to szansa na to, aby patrzeć dłużej na swoje dzieci. Każdy ojciec wie, ile to znaczy... - dodaje.
Do uzbierania jest gigantyczna kwota, bo roczny koszt leczenia wynosi blisko 300 tys. zł. W akcję zbiórki pieniędzy włączyły się dwie fundację Nadzieja i Siepomaga. Pomóc panu Krzysztofowi można, odwiedzając stronę fundacji Siepomaga pod adresem: www.siepomaga/kuszkrzysztof.pl.
Monika Pawluk
Jak pomóc?
Pomóc panu Krzysztofowi można dokonując wpłat na konto fundacji "Nadzieja": nr 03 1050 1025 1000 0090 7328 2841 tytułem FON-SUB-KUS-01 lub na numer konta w Banku BPH 65 1060 0076 0000 3380 0013 1425 IBAN: PL SWIFT: ALBPPLPW tytułem
6081 Krzysztof Kusz darowizna
Napisz komentarz
Komentarze