W niedzielę 6 marca padł rekord, gdyż służby odprawiły tego dnia ponad 142 tysiące podróżnych zza wschodniej granicy. Wielu z nich w Zosinie. Byli tam też Artur Wosinek i Piotr Pyrkosz, którzy na co dzień pracują w Słowie Podlasia.
Morze cierpienia
- Tego co dzieje się na granicy nie da się opisać. To wielki ogrom ludzkiego cierpienia. Czarna rozpacz ofiar wojny, łzy i bezsilność. Strach w oczach dorosłych kontrastujący z nieświadomością biegających wśród nich dzieci - mówi Piotr Pyrkosz, redaktor naczelny Słowa Podlasia.
W Hrubieszowie, punkt recepcyjny w hali sportowej HOSiR, wypełniony jest po brzegi. Uchodźcy trafiają tu prosto z przejścia granicznego w Zosinie. Mogą coś zjeść, umyć się i odpocząć. Ale co mają robić dalej? - W oczekiwaniu na uchodźców staliśmy w jednym rzędzie z Niemcem, który zbierał chętnych do wyjazdu do Berlina, Francuzem, który organizował transport do Paryża i Polakiem z Białegostoku, który przygotował kwaterunek dla 8 osób, najlepiej z małymi dziećmi. Wolontariusze wchodzili do hali i ogłaszali nasze oferty pomocy ale musiało upłynąć trochę czasu zanim ktoś się zdecydował. Ci ludzie po prostu nie wiedzą co mają zrobić. Jeśli nie mają rodziny tutaj albo na Zachodzie to nawet nie wiedzą w którym kierunku pojechać. A podejmują przecież decyzję, która zaważy na ich przyszłości - opowiada.
Poród na granicy
Wójt gminy Hrubieszów Tomasz Zając opowiada o niecodziennych sytuacjach do jakich dochodzi na granicy. - Jedna z kobiet zanim dotarła do przejścia, urodziła dziecko. Gdy dotarła z mężem do granicy, ten przekazał nowonarodzonego syna polskiemu pogranicznikowi, ucałował go i wrócił walczyć o niepodległość swojej ojczyzny. To był bardzo symboliczny moment. - mówi Tomasz Zając. - Z kolei nocą 28 lutego, gdy pełniłem dyżur na przejściu, trafiło w moje ręce 6-miesięczne dziecko, zawinięte w becik. Okazało się, że ludzie w kolejce na granicy przekazywali je sobie z rąk do rąk, od mamy która stała dwa kilometry dalej do babci , która była bliżej przejścia. Wszystko po to by je uratować. To najlepiej pokazuje, jaki dramat przeżywają Ci ludzie - podkreśla Tomasz Zając.
3000 kilometrów
Artur Wosinek na granicy jest średnio co dwa, trzy dni. On i jego znajomi od początku rosyjskiej napaści na Ukrainę niosą pomoc uchodźcom zabierając ich z granicy. W sumie udało się im przetransportować w bezpieczne, przyjazne miejsca już około 120 osób. A to dopiero pierwszy tydzień niesienia pomocy. Rozwożą ich po całej Polsce: do Warszawy, Zielonej Góry, czy Słupska.
(...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia z 8 marca
Napisz komentarz
Komentarze