Już w okresie szkoły podstawowej często wybierał rysowanie i malowanie, niż inne aktywności, jakimi w tym czasie zajmowali się jego rówieśnicy. – W siódmej klasie namalowałem portret Lenina. Gdy mój ojciec go zobaczył, podarł go – opowiada Janusz Maksymiuk. – Mimo że nie namalowałem od tamtej pory portretu Lenina, ani żadnego innego portretu, to nie zraziło mnie to do tworzenia – dodaje artysta.
Początkowo informacja o tym, że chce zostać malarzem, niepokoiła jego rodziców. Żałowali, że nie wybrał kariery inżyniera, prawnika czy lekarza. Rozmowy w domu Maksymiuków na temat przyszłości młodego Janusza były prowadzone przez cały okres jego liceum. Gdy jednak rodzice zrozumieli, że jest to marzenie syna, pogodzili się z jego decyzją i wspierali go w jego realizacji. – Doszli do wniosku, że ludzi ze mnie nie będzie, tylko artysta – śmieje się.
Będąc w liceum po drodze do domu Janusz Maksymiuk mijał DESĘ. Było to miejsce, gdzie sprzedawano dzieła sztuki i antyki. Tym sposobem często odwiedzał galerię, by zobaczyć wystawiane w niej prace. Był dociekliwy, dlatego wielokrotnie pytał pracowników galerii, dlaczego na danym obrazie farba jest nałożona grubo, a na innym jest rozmyta. – Tego w podstawówce się nie nauczyłem, więc byłam ciekaw kulisów tworzenia – zdradza artysta.
Dziwna szkoła, dla najlepszych
W okresie nauki w szkole średniej Janusz Maksymiuk postanowił zdawać maturę z wychowania plastycznego oraz przystępował do olimpiad artystycznych. – Później wybrałem sobie dziwną szkołę, ale bardzo dobrą – Studium Konserwacji Dzieł Sztuki w Tarnowie. To była jedyna szkoła w Polsce, która kształciła średnią kadrę konserwatorską – wyjaśnia twórca.
CZYTAJ TEŻ: Ewelina chce wydać własny komiks. Pomóżmy w spełnieniu jej marzenia
Szkoła znajdowała się 70 km od Krakowa, więc liczne weekendy spędzał w tym mieście w środowisku bohemy. Był to okres stanu wojennego. Wtedy też zaczęły się jego problemy z wojskiem, gdyż chciano go koniecznie powołać do służby. – Oficer, któremu pokazałem dokument z informacją, że dalej się uczę, bardzo się zdenerwował. Chciano włączyć mnie do ochrony rządu. Wynikało to z tego, że od 14 roku życia uczyłem się strzelać. Byłem w kadrze województwa i jeździłem w szkole średniej na zawody strzeleckie – opowiada Janusz Maksymiuk. Dodaje, że raz w tygodniu chodził również na trening ze strzelectwa. – Mnie się w ogóle nie uśmiechało iść do wojska, więc po licznych wezwaniach i długich rozmowach dano mi wreszcie spokój – wspomina.
W tarnowskim studium Janusz Maksymiuk ukończył konserwację zabytków rzeźby architektonicznej. Większa część zajęć była poświęcona rzeźbie, dlatego wyspecjalizował się w tej dziedzinie. To właśnie wtedy zdecydował, że pójdzie w stronę tworzenia, a nie konserwacji. W Tarnowie do dziś znajduje się kopia jego pracy pt. „Ateny”. Jest wyjątkowa, gdyż użył w czasie jej rzeźbienia czterech rodzajów marmurowych stiuków. Nikt wcześniej ze studentów tego nie zrobił.
W 2015 r. Janusz Maksymiuk zorganizował zjazd absolwentów studium w Tarnowie, na który przyjechała większość jego kolegów rocznikowych oraz artyści z całej Polski. Z tej okazji odbyła się też wystawa prac obecnych na zjeździe. Dyrekcja i nauczyciele szkoły przyznali, że tak twórczy rocznik się już nie powtórzył. Wspominają, że był znany z tego, że sam sobie stawiał dodatkowe zadania do wykonania i był wyjątkowo uzdolniony.
Wspólnie malują od siedmiu lat
Janusz Maksymiuk znany jest z malowania pastelami. Na pytanie, ile miał indywidualnych wystaw, artysta odpowiada, że było ich tak wiele, że przestał je liczyć. Zbiorowych z udziałem jego prac odbyło się już ok. sześćdziesięciu. Poza Polską pokazywał swoje obrazy w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Francji i innych państwach. Swoją twórczością zaczął się dzielić już w wieku 15 lat. Wtedy to pokazał prace na wystawie zbiorowej w Wojewódzkim Domu Kultury w Białej Podlaskiej.
CZYTAJ TEŻ: ZPiT "Podlasie" znów podbija świat!
– Zaczęło się od tego, że uczęszczałem na kółko plastyczne do Miejskiego Domu Kultury, a później MDK zrobił wystawę z prac młodych twórców należących do kółka – mówi malarz. – Przebywanie wśród artystów było dla mnie bardzo ważnym doświadczeniem. Odczuwanie, że mnie akceptują sprawiło mi wielką radość i było powodem do dumy – dodaje.
Od 7 lat tworzy też wspólnie z koleżanką ze studiów – Jolantą Kontek. Po spotkaniu artystycznym, które zorganizował w Ostrowie, zdecydowali, że będą malować razem. Mimo dzielącej ich odległości – Janusz mieszka w Husince, a Jolanta w Poznaniu – realizują swoje założenie. Odwiedzają się wzajemnie, by tworzyć. Podczas wspólnej pracy stoją przy sztalugach lub nad stołem przed płótnem i tworzą przez dwie, trzy godziny. Jedno ma pędzel, drugie gąbkę lub inne narzędzie. Tak powstaje jedyna w swoim rodzaju fuzja talentów, a jej owocem są obrazy będące połączeniem dwóch wizji artystycznych. Janusz Maksymiuk i Jolanta Kontek organizują w Polsce wspólne wystawy, a ostatnia z nich nosi nazwę się „Przenikanie światów” i odwiedziła już Białą Podlaską, Poznań czy Gdańsk. Najbliższa odbędzie się 9 września 2022 r. w krakowskiej Piwnicy pod Baranami przy ul. Rynek Główny 27.
Koguty i "Miasta Wschodu"
Swoją twórczość Janusz Maksymiuk dzieli na etapy. Początkowo malował „Miasta Wschodu” – były to abstrakcyjne, kolorowe, bajkowe miasteczka. Kolejnym etapem były „Klimaty Podlasia” – pejzaże ukazujące podlaskie krajobrazy. Był też okres malowania kogutów, które były alegoriami przywar ludzkich.
– Nie były to odpowiedniki konkretnych osób. Raczej chodziło o cechy charakteru, zachowania, dumę. Im bardziej irytowała mnie jakaś cecha, tym bardziej obraz był nasycony kolorami - wyjaśnia artysta. – Kiedy denerwowało mnie, gdy ktoś uważał się za wszechwiedzącego, oddawałem to na płótnie – dodaje.
CZYTAJ TEŻ: Nostalgiczna fotograficzna podróż po nadbużańskich wsiach
Podlasie było dla niego ważne i chciał je promować w czasie swoich wystaw w Londynie czy Paryżu. Jednak, kiedy dostał propozycję organizacji wystawy w Instytucie Kultury Paryskiej, niestety nikt z włodarzy nie chciał zainwestować w to przedsięwzięcie. Ambasador Polski wyjaśnił, że chodzi o przyjazd z lokalnymi zespołami muzycznymi, którym zostanie udostępniona scena. Miały one występować przez cztery dni jako towarzysząca wystawie Janusza Maksymiuka sztuka ludowa. Niestety, nie było zainteresowania wsparciem wyjazdu zespołów, mimo tego, że chodziło o zorganizowanie wyłącznie przejazdu, ponieważ noclegi były zapewnione. – Od tamtej pory przestałem mówić, że maluję pastelowe Podlasie. Dlatego zacząłem promować głównie swoją pracę artystyczną, a nie region – stwierdza artysta.
Woli malować wschody słońca, niż zachody
Pytany o to, czy miewał kryzysy w twórczości przyznaje, że nie miał takich sytuacji, ale zdarzają się dni, kiedy mu się po ludzku nie chce tworzyć. Uważa, że to bardzo dobra decyzja, że wraz z żoną Bożenną przeprowadził się do Husinki.
– Nikt nam nic nie narzuca i nas nie ogranicza. Bardzo się z tego cieszę. Jesteśmy niezależni od przełożonych, robimy to, co chcemy i kiedy chcemy – zaznacza.
Janusz podkreśla, że malownicza okolica Husinki wciąż go inspiruje. Przyznaje, że wstaje codziennie o godz. 5 rano, bo uwielbia obserwować i malować wschody słońca. – Wschody są piękne, bo często towarzyszą im mgły. Wtedy z minuty na minutę, różne rzeczy się ukazują, pojawiają – mówi, zamyślając się na chwilę. Zapytany o swojego mentora, wskazuje niebo i mówi: – To chyba tam jest Ktoś taki!
PRZECZYTAJ TAKŻE: Ludzie stąd: Maluję to, co w mojej duszy gra
PRZECZYTAJ TEŻ: Biała Podlaska: 23 artystów przekroczyło granice
Napisz komentarz
Komentarze