– Kto wpadł na tak absurdalny pomysł? Wyciąć kawał asfaltu na całej szerokości jezdni to szczyt idiotyzmu! – grzmi nasz czytelnik, kierowca często jeżdżący tzw. nadbużanką, czyli drogą wojewódzkiej nr 816 biegnącą wzdłuż polsko-białoruskiej granicy.
W Bohukałach w gminie Terespol, przez które przebiega droga, na wjazdach z obu stron do wsi stoją znaki nakazujące ograniczenie prędkości kolejno do 60, 30 i... 5 kilometrów na godzinę. Zaraz za nimi jest 3-metrowa wyrwa w jezdni, a na poboczu stoi niebieski worek pełen suchych trocin. To nimi wypełniają dziurę w drodze wyznaczone do tego służby. A przynajmniej powinny wypełniać, bo trocin często w wyrwie brakuje...
– Nigdzie tego nie zrobili, tylko u nas. W czerwcu we wsi wykryto ognisko, przez lipiec wybili wszystkie stada i wtedy te dziury porobili. Najpierw były maty na drodze, ale później pozbyli się ich i poprzecinali szos. Taka szkoda. Mieszkańcy już wiedzą i zwalniają, ale jak ktoś jedzie z dużą prędkością, to na takich głębokich wyrwach może koła pourywać. Coraz gorzej to wygląda, bo albo piach osiada, albo na kołach samochody wywożą trociny – relacjonują zdziwieni mieszkańcy.
Sołtys wsi Henryk Łukaszuk przyznaje, że niejednokrotnie miał zamiar pojechać do Zarządu Dróg Wojewódzkich i zapytać, dokąd jeszcze będą się o te dziury potykać. – Przecież w wielu miejscach w powiecie wykryto asf, ale na innych drogach, nawet tych o mniejszej kategorii, nie zrobiono tego, co na drodze wojewódzkiej. To jest bardzo uciążliwe, bo trasa jest ruchliwa, a tam są takie ostre kanty, że można narobić szkód w samochodzie, jak ktoś się zagapi. Wiem, że to ma związek z kwarantanną, ale naprawdę dziwnie to zostało pomyślane... Poza tym trwa to już bardzo długo i jesteśmy tym zdenerwowani. Krytykują to wszyscy kierowcy, którzy tędy jadą – opowiada sołtys.
Sprawę tłumaczy kierownik Rejonu Dróg Wojewódzkich w Białej Podlaskiej. – To są wyfrezowane miejsca, gdzie są wsypywane trociny, które kilka razy dziennie polewamy płynem dezynfekcyjnym. To była nasza decyzja, żeby w ten sposób tę miejscowość zabezpieczyć przed afrykańskim pomorem świń. Specjalnie przygotowaliśmy takie rozwiązanie zamiast mat, które się poniewierały po innych drogach. Taki sposób ochrony jest tańszy w wykonaniu i łatwiejszy w utrzymaniu, bo maty fruwały, a tutaj tego uniknęliśmy – wyjaśnia Zbigniew Rabczewski.
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 35.
(sb)
Napisz komentarz
Komentarze