– Naszego Karola potraktowano jak śmiecia, jakby nie zasługiwał na pomoc – denerwuje się Sławomir Puczko. Jego 19-letni syn trafił na izbę przyjęć bialskiego szpitala. Przeprowadzone badania wykazały w organizmie chłopaka obecność środków odurzających. Lekarz dyżurujący zdecydował o wypisaniu go do domu. Kilka godzin później Karol zmarł. Naczelna Izba Lekarska sprawdza, czy lekarz dołożył wszelkiej staranności w diagnostyce i leczeniu.
2 sierpnia 19-letni syn Iwony i Sławomira Puczków wrócił do domu ze spotkania z kolegami. Zaczął się dziwnie zachowywać. – Wydawało mi się, że syn zemdlał pod prysznicem, ale wyszedł z łazienki. Nie było z nim kontaktu. Widziałam po wzroku, po jego twarzy, że coś jest nie tak. Nie odpowiadał na moje pytania. Dostał strasznego szczękościsku, nawet jak próbował coś powiedzieć, to nie mógł otworzyć ust. Ciało wpadło w takie jakby drgawki. Jak go dotknęłam, czułam przeogromne napięcie mięśni. Przyłożyłam rękę do serca, strasznie galopowało, byłam przerażona. Pytałam: "Synu, brałeś coś?" Ale nic do niego nie docierało – opowiada pani Iwona.
Może coś wziął?
Rodzice znaleźli w pokoju Karola puste opakowania po nieznanej substancji. Widząc, że z synem jest coraz gorzej, około godziny 15 zawieźli go na izbę przyjęć Szpitalnego Oddziału Ratunkowego WSzS w Białej Podlaskiej. – Syn miał problemy z poruszaniem się, ledwo usadziliśmy go w aucie. Gdy pojawiliśmy się na izbie, czekaliśmy na korytarzu. W pewnym momencie wyszedł do nas pan doktor i przy innych osobach powiedział do naszego syna: "On jest chory psychicznie". Zrobił to publicznie, a najgorsze, że jeszcze przed wykonaniem jakichkolwiek badań! Jakby z góry wydał diagnozę i tym samym wyrok na naszego syna. Zachowanie lekarza było skandaliczne, ta arogancja... Pokazaliśmy opakowania, tłumaczyliśmy, że może Karol coś wziął? Ale z lekarzem nie było żadnej rozmowy – oburza się pan Sławomir.
Powoli upływały kolejne minuty pobytu Karola w szpitalu. – Pielęgniarka poprosiła nas do gabinetu. Pobrano krew i mocz do analizy. Mąż zaprowadził syna do łazienki, bo on nie był w stanie samodzielnie iść. Później wyproszono nas z gabinetu. Po jakimś czasie zajrzałam do Karola. Był podłączony do kroplówki, może przez chwilę była poprawa, bo zapytał mnie takim dziwnym, przeciągłym głosem, dlaczego mu się tak w głowie kręci. Ale rozmowa była z nim jak z małym dzieckiem. I lekarz, widząc, że nie jest lepiej, wypisał go do domu! – opowiada kobieta.
Pochowaliśmy syna, który był u progu życia
Badania przeprowadzone podczas pobytu Karola na oddziale wykazały obecność we krwi marihuany i ekstazy. – Lekarz stwierdził, że ogólne wyniki są dobre i nie widzi wskazań do zatrzymania syna w szpitalu. W rozpoznaniu wpisano "schizofrenia", a w zaleceniach "wizytę w poradni zdrowia psychicznego" – opowiada ojciec.
Państwo Puczko nie dyskutowali z decyzją lekarza, zabrali Karola do domu. – Zaufaliśmy, w końcu to doświadczony lekarz, komu jak nie jego wiedzy mamy wierzyć. Położyliśmy syna do łóżka. Jeszcze kilka razy do niego zaglądałam, spał. Ale nad ranem, około szóstej, gdy weszłam do jego pokoju, zobaczyłam, że nie oddycha. Mąż próbował go reanimować. Szybko przyjechało pogotowie. Ratownicy podjęli reanimację, ale było za późno. Syn już nie żył. Zmarł we śnie – załamuje głos pani Iwona.
– Jak możemy się czuć? Pochowaliśmy syna, który był u progu życia. Zdał maturę. Przed nim było całe życie, studia. Interesował się programistyką, pisał programy komputerowe. Cieszyliśmy się, że pozbierał się jakoś po wcześniejszych kłopotach. Nie był wariatem, jak sugerował lekarz. Nie życzę nikomu takiej tragedii, jaką przeżyliśmy – mówi ojciec.
Rodzice mają żal do lekarza. Mówią, że nie wykazał się dostateczną empatią w opiece nad ich synem. Sadzą, że o takim a nie innym podejściu do ich syna przesądziła notatka, która widnieje w historii choroby Karola, a powstała podczas ostatniej wizyty chłopaka w bialskim SOR. Karol poprzednio na ten sam oddział trafił w grudniu 2016 r., przywieziony przez policję po pewnym incydencie. – Został zatrzymany przez policję. W karcie wpisali wtedy, że kierował pojazdem pod wpływem środków odurzających. Od tamtej pory przypięli mu łatkę i dlatego potraktowali nasze dziecko jak ćpuna. Zgadza się, badanie wykazało, że Karol coś wziął. Ale każdemu przecież należy się pomoc. Ten lekarz to kiedyś przysięgał. A potraktował naszego syna jak zwykłego śmiecia, który nie zasługiwał na ratunek. Wystarczyło przynajmniej zostawić go w szpitalu na obserwacji – bulwersuje się pan Sławomir.
Sprawę wyjaśnia Izba Lekarska
Rodzice Karola zawiadomili Prokuraturę Rejonową w Białej Podlaskiej o możliwości popełnienia przestępstwa przez lekarza Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Białej Podlaskiej. Pismo w tej sprawie skierowali także do Ministerstwa Sprawiedliwości.
Postępowanie wyjaśniające w nawiązaniu do złożonej przez małżonków skargi, dotyczącej niedołożenia przez lekarzy wystarczającej staranności w diagnostyce i leczeniu 19-letniego Karola, w trybie pilnym wszczął naczelny rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Naczelnej Izbie Lekarskiej w Warszawie. Sprawdzi, czy lekarz popełnił czyn mogący stanowić przewinienie zawodowe.
– Chcemy wyjaśnić tę sprawę. Robimy to tylko po to, żeby takie zachowanie i rażący brak empatii ze strony tego lekarza nie doprowadziły do kolejnej tragedii – podkreśla pani Iwona.
Postępowanie lekarza wystarczające
Z uwagi na wrażliwy charakter sprawy i prowadzone w tej sprawie wyjaśnienia, dyrekcja szpitala nie jest uprawniona do podawania szczegółowych informacji dotyczących tego przypadku.
– Nigdy nie miałem osobistego kontaktu z rodzicami pacjenta, osobiście do mnie nie trafiła też skarga na postępowanie lekarza. Ale prawdą jest, że do Naczelnej Izby Lekarskiej wpłynęła skarga na konkretnego lekarza dyżurującego wtedy na SOR. Szpital jednak nie jest stroną, a tylko pośrednikiem w tym postępowaniu. Zostaliśmy zobligowani do przekazania wszelkich informacji niezbędnych do wyjaśnienia okoliczności sprawy. Ze swojej strony powołaliśmy też zespół biegłych lekarzy, którzy przeanalizowali dokumentację medyczną zebraną w tej sprawie. Mogę powiedzieć, że powołany zespół stwierdził, że postępowanie lekarza dyżurującego wtedy na izbie przyjęć Szpitalnego Oddziału Ratunkowego było wystarczające. Tym samym powołany zespół ekspertów stwierdził, że błędu lekarz nie popełnił – mówi w rozmowie ze "Słowem" Dariusz Oleński, dyrektor WSzS w Białej Podlaskiej.
Podkreśla, że jest to opinia wydana na podstawie faktów znajdujących odniesienie w dokumentacji medycznej. Dlatego też szpitalowi trudno wypowiadać się na temat zarzutów odnoszących się do zachowania lekarza wobec pacjenta.
Więcej na ten temat w papierowym lub elektronicznym wydaniu "Słowa" nr 37.
Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze