W Gabonie nie ma zwyczaju postu w Wigilię. Z tego wynika również zupełnie inny stół wigilijny. - Ponieważ jest to stół świąteczny, królują na nim ulubione mięsa Gabończyków czyli gazela, małpa, jeżozwierz, dzik afrykański i ryby morskie. W Gabonie wśród potraw świątecznych można znaleźć europejską kaczkę czy baranka. Jednak, większość rzeczy są to tradycyjne potrawy takie jak maniok, banany, ryż i różnego rodzaju mięso i ryba. Myślę ze sposób przygotowania stołu jest zupełnie inny i ma zupełnie inny wymiar niż w Polsce – mówi brat Sebastian Piasek OFMCap.
Dodaje, że nikt w Gabonie nie ubiera choinki. - Po pierwsze dlatego ze nie da się jej kupić, a nawet jak się da, to kosztuje ona majątek. Choć część tego zwyczaju została przejęta, bo duża część rodzin jak i kościołów ubiera w tym czasie palmy w świecące lampki i różnego rodzaju ozdoby świąteczne – przekazuje zakonnik.
W Gabonie nie ma zwyczaju łamania się opłatkiem ani śpiewania kolęd. - Coś takiego jak opłatek w ogóle nie występuje. Myślę, że akurat to bardzo szkoda, bo jest to piękny zwyczaj, który wnosi dużo ciepła i dobra w nasze święta w Polsce. W Gabonie święta są przeżywane bardzo rodzinnie i kościelnie, czyli spędzane na pasterce, czuwaniu przy grocie, szopce betlejemskiej z figurkami, oraz wspólnym śpiewaniu pieśni religijnych – wyjaśnia brat Sebastian Piasek.
Nie wręczają prezentów
W czasie świąt Bożego Narodzenia nie ma szczególnej tradycji wręczania sobie prezentów. - Jest to bardziej praktykowane w czasie nowego roku. Biedne rodziny dają sobie prezenty w postaci słodyczy lub jakiś części garderoby, zaś bogate w postaci kosmetyków, perfum czy elementów wyposażenia domu – wymienia brat Sebastian Piasek.
Liturgia Bożego Narodzenia, w tym pasterka, są przeżywane bardzo uroczyście. - Jak jest tu w zwyczaju, przy każdej uroczystości, że podczas mszy świętej odbywają się liczne procesje z tańcem i radością i entuzjazmem. Wszyscy zgromadzeni w kościele poruszają się w rytm muzyki, podrygują i wyrażają ogrom radości z narodzin Jezusa Chrystusa – informuje kapucyn. – Najczęstsze życzenia, jakie sobie składają Gabończycy dotyczą pragnienia dostania się do nieba, dobrego zdrowia, błogosławieństwa Bożego oraz pomyślności w pieniądzach. Myślę, że mają w tym względzie bardzo podobne pragnienia jak my Polacy – zauważa brat Sebastian Piasek.
Msza koguta i treściwa picana
O boliwijskich tradycjach opowiada pochodząca z Białej Podlaskiej s. Gabriela Chodzińska ze Zgromadzenia Dominikanek Misjonarek Jezusa i Maryi. Boliwijczycy spotykają się na pasterce o godz. 20, a najpóźniej o godz. 22. Kolędy, które śpiewają mają inny rytm, inną linię melodyczną. Mieszkańcy tego kraju nazywają pasterkę misa de gallo czyli „mszą koguta”. Tłumaczą to tym, że pasterka kończy się zazwyczaj o godz. 12 w nocy, a wtedy następuje pierwsze pianie koguta. Także wśród zwierząt przy żłobku pojawia się kogut.
- Po powrocie z pasterki o godz. 12 w nocy, Boliwijczycy jedzą posiłek czyli w stosunku do polskiej tradycji kolejność przeżywania Wigilii jest odwrócona. Posiłek, który na tę noc przygotowują nazywa się picana. Jest to treściwa zupa, która zawiera trzy rodzaje mięsa. W zupie jest mięso z kurczaka, wołowina, wieprzowina, a także gotowana kukurydza, ziemniaki oraz małe, suszone, bardzo twarde ziemniaki nazywany chuńo. To wszystko zalane jest wywarem. Na co dzień rzadko zdarza się żeby Boliwijczycy jedli mięso – tłumaczy s. Gabriela Chodzińska.
Dodaje, że w Boliwii nie ma dzielenia się opłatkiem, gdyż Boliwijczycy nie znają tego zwyczaju. - Jako siostry misjonarki z Polski nie wyobrażałyśmy sobie naszej Wigilii bez opłatka, więc przywoziłyśmy go z ojczyzny. Na ile to było możliwe w grupach duszpasterskich wprowadzałyśmy ten zwyczaj, tłumacząc co oznacza ten zwyczaj i gest łamania opłatka – mówi siostra.
Każdy ma Dzieciątko
Misjonarka przekazuje też, że na mszę bożonarodzeniową Boliwijczycy przynoszą Dzieciątko Jezus. W domu każdy ma swoją figurkę Dzieciątka Jezus, wszystkie zostają przyniesione do kościoła. Figurki są często ubierane w typowe indiańskie stroje albo mają poszyte sukieneczki, niektóre przynoszone są w łóżeczkach, pod kołderką i na poduszce. Zdarzają się takie sytuacje, że rodzina przynosi np. sześć Dzieciątek Jezus, bo tyle osób liczy rodzina. Wszystkie figurki układane są na schodach przed ołtarzem. - Pod koniec mszy wszystkie muszą być mocno pokropione wodą święconą. Boliwijczycy kochają kropienie wszystkiego wodą święconą i to w dużych ilościach. Po liturgii każdy zabiera swoją figurkę do domu. Mieszkańcy Boliwii mówią, że Dzieciątko Jezus musi koniecznie escuchar la misa tzn. wysłuchać mszy świętej. Wyjaśnialiśmy im, że nie chodzi o to by figurka wysłuchała mszy, ale jej właściciel w niej uczestniczył. Oczywiście, ze względu na tradycję szykowałyśmy miejsce przed ołtarzem, spodziewając się licznych figurek przyniesionych do kościoła – informuje s. Gabriela.
Wskazuje, że ciekawym zwyczajem jest też taniec dzieci w czasie mszy świętej. - Taniec odbywa się w rytm kolędy, dzieci w dwóch rzędach przesuwają się przez środek kościoła zmieniając figury, a kiedy dana para dochodzi do szopki, klęka, adoruje Dzieciątko Jezus, po czym przechodzi na koniec. Ludzie w tym momencie śpiewają i klaszczą w rytm kolędy – tłumaczy s. Gabriela Chodzińska.
Prezenty w kościołach
Dominikanka opowiada, że w samym Oruro nie ma możliwości żeby ktoś miał żywą choinkę, gdyż na wysokości prawie 4 tys. m n.p.m. świerki nie rosną. - Znane są sztuczne choinki, światełka, bombki, ale w wielu miejscach takich jak np. restauracje i sklepy pierwszą dekoracją jest szopka, zamiast choinki. Widać je w witrynach. Każdy rodzina musi też mieć w domu szopkę. W naszym kościele oczywiście miałyśmy sztuczne choinki i szopkę – wspomina misjonarka.
Wielką radością dla najmłodszych Boliwijczyków jest wręczanie prezentów w kościołach. - Jako siostry misjonarki przygotowywałyśmy też dzieciom prezenty i zawsze starałyśmy się żeby w każdej paczce znalazła się zabawka, piłka czy maskotka, elementy przyborów szkolnych, np. kredki czy kolorowe długopisy oraz słodycze. To wszystko dlatego, że w ubogich rodzinach w Boliwii dzieci nie dostają prezentów. W dniu Bożego Narodzenia dzieci przyjeżdżają z okolicznych wiosek do miast i przychodzą do kościołów bo wiedzą, że tam dostaną prezent. Często jest tak, że dzieci kiedy dostaną prezent w jednej parafii, potem biegną do następnej żeby dostać kolejny podarunek. Jest to zazwyczaj jedyny dzień w roku, w którym mogą coś dostać – przyznaje siostra.
Pamięta, jak spytała dzieci, które przychodziły do prowadzonej przez zakon świetlicy, jakie mają zabawki w domu, wtedy jeden z chłopców odpowiedział, że ma tylko piłkę, którą dostał w kościele w dniu Bożego Narodzenia. - Przy okazji prezentów starałyśmy się prowadzić ewangelizację. Dzieci niekoniecznie przychodzą na mszę bożonarodzeniową, ale przybiegają po prezent. Dlatego zbierałyśmy dzieci przy szopce, modliliśmy się razem i śpiewali kolędy, później zapraszałyśmy dzieci do nas na śniadanie, w czasie którego podawałyśmy placek nazywany buńuelo – opowiada.
Dodaje, że to popularne jedzenie sprzedawane na targach, którą kupuje się w drodze do pracy. - W pierwszej kolejności częstowałyśmy dzieci, ale jak coś zostało to dawałyśmy też placki dorosłym. Do tego podawałyśmy kakao – przekazuje s. Gabriela Chodzińska.
Po śniadaniu, dzieci ustawiają się w kolejkę żeby dostać prezent. Siostry dominikanki przygotowywały około 120-150 prezentów. Na co dzień do świetlicy sióstr przychodziło 30 dzieci, ale w święta rozchodziły się wszystkie prezenty. Dominikanka przypomina, że okres Bożego Narodzenia to czas, kiedy w Boliwii jest ciepło. Na grudzień i styczeń przypadają wakacje. W tym okresie rano jest zazwyczaj chłodno, a jak wychodzi słońce temperatura dochodzi do 30 stopni Celsjusza. W Boliwii nie ma drugiego dnia świąt, 26 grudnia jest dniem pracującym – dodaje na koniec zakonnica.
PRZECZYTAJ:
Napisz komentarz
Komentarze