Minęło już 37 lat, od kiedy Eugeniusz Kupryś zorganizował na swoich włościach w Kostomłotach pierwszego Hubertusa. Miłośnik koni z pasją kultywuje tradycję święta rozpoczynającego symbolicznie sezon jesienno-zimowy polowań. W tym roku w pogoni za rudą kitą wzięli udział jeźdźcy z całego regionu.
Nazwa pochodzi od imienia patrona myśliwych i jeźdźców. Początkowo Hubertusy to były wielkie polowania. Teraz urządzana jest gonitwa, podczas której konno ściga się tzw. lisa. – Jeden z jeźdźców ma przyczepioną do lewego ramienia lisią kitę, którą należy złapać i wyrwać. Ten, kto to zrobi, wygrywa. Staramy się urozmaicać widowisko dodatkowymi atrakcjami, np. podstawowymi elementami musztry, dżygitówką czy popisami jazdy kozackiej – mówi Kupryś.
W gonitwie brało udział 16 jeźdźców z Białej Podlaskiej, Łosic, Międzyrzeca Podlaskiego, Kodnia i Kostomłot. – To są mężczyźni w kwiecie wieku, którzy przyjeżdżali na Hubertusa jeszcze będąc chłopcami. W większości są to amatorzy, ale doskonale jeżdżą. – wyjaśnia organizator.
Gospodarz ma 40 hektarów, które w całości podporządkował koniom. Zajmuje się ich hodowlą od 1998 roku. Hubertus to okazja do spotkania osób ze środowiska. Polowanie kończy runda honorowa i wspólna biesiada. – Spotkałem się z taką sentencją, że jeździectwo to połączenie gracji, luksusu i elegancji. Kiedyś w pościgu za lisem brali udział tylko ludzie bardzo bogaci. Jeźdźcy musieli się odpowiednio ubrać, liczyła się nawet liczba guzików w marynarce. – mówi z uśmiechem pan Eugeniusz.
Więcej przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa, 23 października
sb
Napisz komentarz
Komentarze