Przypomnijmy, że do incydentu doszło w czwartek 5 kwietnia około godz 3.00. Straż graniczna wyprowadzała troje cudzoziemców skierowanych do deportacji. Przed południem mieli pojawić się na lotnisku. Jak wynika z późniejszych ustaleń Straży Granicznej, kilka osób przebywających w ośrodku utrudniało funkcjonariuszom wykonywanie czynności i próbowało uniemożliwić wyprowadzenie cudzoziemców z ośrodka. Mężczyźni mieli zachowywać się bardzo agresywnie m.in mieli dopuścić się do czynnej napaści. Straż graniczna użyła gazu łzawiącego i kajdanek. Niezbędna była pomoc zespołu medycznego. Ostatecznie 3-osobowa grupa została deportowana. A do prokuratury trafiło doniesienie w sprawie rodziny T., której proces właśnie ruszył. W tej sprawie status pokrzywdzonych ma 10 pograniczników.
Nie przyznają się do winy
W ubiegłym tygodniu w Sądzie Rejonowuym w Białej Podlaskiej odbyła się pierwsza rozprawa. Z przedstawionego aktu oskarżenia wynika, że cudzoziemcy mieliby szarpać bić pięściami, kopać pograniczników i grozić im pozbawieniem życia. Mężczyźni nie przyznają się do winy. Jako pierwszy zeznawał Dukvakh T, który w swoich zeznaniach szeroko przedstawił jak wyglądała sytuacja z ich punktu widzenia. – Koło godz 3 w nocy usłyszałem szum przy drzwiach. Wstali też członkowie mojej rodziny, a ja podszedłem do drzwi. Chciałem je otworzyć, ale ktoś chyba je trzymał. Usłyszałem z korytarza głośny krzyk kobiety. Żona z córką płakały. Krzyknąłem "pomocy" i powiedziałem synowi, żeby zadzwonił na policję. Wciąż stałem przy drzwiach, w pewnym momencie drzwi się otworzyły, a na korytarzu stały jakieś osoby w maskach. Popryskali mnie po twarzy gazem, wyciągnęli z pokoju i położyli na korytarzu. Synowie podbiegli do mnie i chcieli mnie wciągnąć z powrotem, ale też zostali popryskani. Dobrowolnie podałem ręce do tyłu, ale mi wykręcano ręce. Założyli mi kajdanki i specjalnie nimi kręcili. Ugniatano mnie kolanem i kazano siedzieć cicho. Nie mogłem przez to oddychać.Gdybym wiedział, że chodzi o deportację kobiety, nie wtrącałbym się – cytował zeznania Dukvakhana T. sędzia Piotr Pietraszek.
Dukvakhan T. zeznał, że dopiero po jakimś czasie zorientował się, że byli to funkcjonariusze Straży Granicznej. Według zeznań T. odczytywanych przez sędziego, napastnicy krzyżowali mu nogi i stawali na nich. Krzyczał, że boli go kręgosłup, ale oni dalej kopali. Później podnieśli go za ręce i zaprowadzili do izolatki na 48 godzin. – Nie rozumiem, dlaczego zostałem tak potraktowany, tylko jeden z funkcjonariuszy okazał się w porządku. Przyniósł wodę i otarł twarz z gazu – zeznał Dukvakhan T.
Zaprzeczał, że kopał i uderzał funkcjonariuszy a także, że groził im śmiercią.
–W mojej ocenie zeznania oskarżonych są wiarygodne, bo są wyjątkowo spójne. Oczywiście są pewne rozbieżności co do szczegółów bo każda osoba inaczej zapamiętuje zdarzenia. To było też mocne obciążenie emocjonalne dla moich klientów, co również wpływa na odbieranie faktów. Wyjaśnienia były składane w areszcie, gdzie moi klienci nie mieli możliwości kontaktowania się ze sobą – mówi Marek Siudowski, adwokat Czeczenów.
W sprawie zeznaje m.in. Maria Książak, psycholog z Polskiego Ośrodka Rehabilitacji Ofiar Tortur oraz Fundacji Międzynarodowa Inicjatywa Humanitarna, która o kwietniowym zajściu została zaalarmowana w trakcie jego trwania.
Więcej w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa nr 49
Maciej Maciejuk
Napisz komentarz
Komentarze