To waśnie szybowiec spędza Bożence sen z powiek. Bożence, bo żaden instruktor czy pilot doskonalący techniki lotu inaczej do osiemnastolatki się nie zwróci. Spokojna, sympatyczna, chętna do pomocy, ale też stanowcza, bo w tej dziedzinie trzeba wiedzieć, czego się chce. – Od gimnazjum marzyłam o lataniu. Chciałam nawet iść do liceum lotniczego w Dęblinie, ale ostatecznie zdecydowałam się na Liceum Ogólnokształcące w Terespolu. Po pierwszej klasie rozpoczęłam kurs szybowcowy w Białymstoku, następnie w Białej Podlaskiej – opowiada Bożena.
Jednak zanim siadła po raz pierwszy za stery szybowca, musiała skończyć szkolenie teoretyczne. – W szkole lotniczej Avioner musiałam zaliczyć dziewięć przedmiotów. Prawo lotnicze, meteorologię, zasady lotu, nawigację. Wszystko bez wychodzenia z domu, ale to wcale nie oznacza, że nie trzeba było się uczyć – dodaje. Potem były badania lekarskie i orzeczenie lotnicze dopuszczające do lotów.
Tata wierzył, mama się bała
Bożenka wspomina, że gdy rodzice dowiedzieli się o zamiarach córki, nie byli ucieszeni, a przynajmniej mama. Myśleli, że to jej chwilowa zachcianka, ale kiedy temat latania pojawiał się coraz częściej, stwierdzili, że to coś więcej niż jakiś wybryk.
– Zaczęli mnie wspierać, razem jeździliśmy na lotnisko do Białegostoku – mówi dziewczyna. Dziś są z niej dumni, spokojniejsi niż rok temu, i nadal wspierają. – Wspierałem córkę od samego początku, zresztą w życiu do wszystkiego sam dochodziłem. Wolę, żeby była na lotnisku przy tak wspaniałych instruktorach, niż siedziała godzinami przy komputerze – mówi tata Bożenki, Arkadiusz Anchim, emerytowany wojskowy.
Przyznaje, że żona ma nieco inne podejście. – Bo mama, jak to mama, boi się, że lata, że wysoko i to jeszcze sama, bez instruktora. Cieszę się, że jest taka samodzielna. Kurs prawa jazdy zrobiła za pierwszym razem, bez poprawek. Teraz sama lata szybowcem.
Bożenkę wspierają nie tylko rodzice. O jej pasji wiedzą jej koleżanki i koledzy. – Nie zdarzyło się, żeby ktoś mnie skrytykował, wręcz przeciwnie. Na moje osiemnaste urodziny dostałam od znajomych misia-lotnika i model szybowca. Oba są w moim pokoju. Szybowiec wisi pod sufitem, a misio stoi na regale.
Na kwadracie jest wesoło
Lot szybowcem to przysłowiowa wisienka na torcie. Dzień treningowy zaczyna się od przygotowania szybowca. Najpierw dokładne wytarcie skrzydeł i kadłuba z porannej rosy, usunięcie meszek przyklejonych w czasie poprzednich lotów, bo zmniejszają doskonałość szybowca, i holowanie na miejsce startu.
Kwadrat to miejsce, gdzie instruktorzy i przyszli piloci ustalają plan szkolenia. To stąd instruktor wydaje dyspozycje osobie obsługującej wyciągarkę, oddalonej – w zależności od długości holu – od kilkuset metrów do dwóch i więcej kilometrów.
Kwadrat to także miejsce, gdzie jest chwila na dobry kawał, kubek kawy i omówienie z instruktorem ostatniego lotu. Na kwadracie dzieje się też coś, na co każdy niewątpliwie zwraca uwagę. To grupowe zaangażowanie wszystkich obecnych. Nie ma znaczenia, czy to instruktor, czy świeży kursant – do szybowca, który wylądował, podchodzi każdy, by zepchnąć go na miejsce startu. Nikt też nie musi prosić, by ktoś pomógł mu zapiąć spadochron, przyczepić linkę holowniczą do szybowca czy stanąć przy skrzydle, by za chwilę wypuścić go w powietrze. Odnosi się wrażenie, że kto pierwszy służy pomocą, ten bardziej jest z siebie dumny.
Szybka decyzja i lądowanie
Nieczęsto zdarza się, że podczas startu za wyciągarką pęknie linka holująca szybowiec w górę. Wówczas pilot wdraża procedurę lądowania awaryjnego. Przekonała się o tym także Bożenka, która na własnej skórze doznała takiego przypadku. Kiedy linka wynosząca jej szybowiec na wysokość 400 metrów pękła na niespełna 60 metrach, dziewczyna, dzięki wcześniejszym ćwiczeniom sytuacji awaryjnych, podjęła natychmiastową decyzję lądowania awaryjnego. Na ziemi instruktor, który leciał z nią szybowcem, powiedział: – Twoja decyzja była szybka i jak najbardziej prawidłowa. Brawo Bożenka.
Jak zdolności dziewczyny oceniają jej instruktorzy? Mówią, że niechętnie chcą rozmawiać na temat swoich uczniów. Bo i po co? Ważny jest efekt końcowy i radość, kiedy pilot przez nich wyszkolony ukończy kurs, zaliczając pięć ostatnich samodzielnych lotów. Zgodnie dodają, że z kandydatami do latania jest jak z interwencją chirurga: najpierw trzeba ich złamać, żeby poskładać na nowo. Także pokora nie przychodzi od razu, jej też trzeba się nauczyć.
Z naturą nie ma co wojować
Bożenka zachęca swoje koleżanki i kolegów do latania. Wprawdzie wszyscy jej zazdroszczą, ale każdemu brakuje odwagi. – To jest naprawdę bezpieczny i piękny sport, który wymaga precyzji, ale przede wszystkim pokory i pracowitości. W powietrzu jest pięknie, ale z naturą nie ma żartów. To nie jest naturalne środowisko człowieka i trzeba do tego nabrać odpowiedniego dystansu. Ale widoki i możliwość samodzielnego sterowania szybowcem rekompensują cały trud, godziny treningu, podczas których setki razy powtarza się każdy element lotu – zachęca młoda pilotka.
Dodaje, że pokora, spokój, opanowanie i przede wszystkim pracowitość, to cechy, które należy mieć, by usiąść za stery szybowca.
Marzeniem Bożenki jest ukończenie w przyszłości wyższej uczelni na kierunku lotnictwo. I latanie, niekoniecznie szybowcem, chociaż do niego dziewczyna ma wielki sentyment. – I chyba inaczej niż u innych pilotów, wolę loty niższe niż wysokie. Jeszcze nie kręci mnie latanie akrobacyjne. Na razie wolę loty spokojne – zapewnia.
Lotnisko, o jakim marzyli
Marian Fijołek, właściciel BB Aero
– Do Białej Podlaskiej trafiliśmy przez przypadek. Naszym celem było znalezienie na terenie Polski odpowiedniego lotniska do ćwiczenia akrobacji szybowcowej. Holowanie szybowca za samolotem jest dosyć drogie, dlatego marzyło nam się lotnisko o długim pasie startowym. Biała Podlaska taki ma. Procedur było mnóstwo, ale ostatecznie wszystko poszło zgodnie z planem. Na razie zainteresowanie nie jest duże, ale polega to na budowie od podstaw. Nasze szkolenia to taka podstawa góry lodowej, z której 75 procent osób szkolących się kończy na etapie podstawowym, pozostałe 15 szkoli się dalej. My postawiliśmy na najlepszych instruktorów. Wspiera nas między innymi mistrz świata w akrobacji szybowcowej.
Rekord świata na bialskim lotnisku
Na przełomie grudnia i stycznia tego roku ekipa pilotów z Rybnika po raz trzeci przyjechała do Białej Podlaskiej na szybowcowe loty testowe, zabierając ze sobą dodatkowy kilometr liny wyciagarkowej oraz dwa szybowce: G102 Astir CS Jeans SP-3841 i SZD-54-2 Perkoz SP-3796.
W sobotę 2 stycznia powiało trochę mocniej. Wówczas załoga podjęła decyzję, że spróbuje wykonać trzy hole na maksymalnie rozwiniętej linie wyciągarkowej, której długość wyniosła około 4200 m. Pierwszy start wykonał pilot Marek Pierchała na szybowcu Perkoz i zgłosił wyczepienie na wysokości 1700 m. Następnie miejsce w szybowcu zajęła załoga: Dominika Domańska i instruktor Ireneusz Boczkowski.
– Jestem tą szczęściarą, której przyszło stanowić połowę załogi Perkoza, na którym z instruktorem Ireneuszem Boczkowskim zdobyliśmy rekord świata wyczepienia w holu wyciągarkowym – powiedziała po wylądowaniu Dominika.
Tak opisuje bicie rekordu świata: – Po wylądowaniu naszego poprzednika szybko zapakowaliśmy się do szybowca. Może trochę niewygodnie było się zapinać zmarzniętymi dłońmi i w rękawiczkach nastawiać wysokościomierz, ale jakoś poszło, bo w końcu zamknęliśmy kabinę. Padła komenda dla wyciagarkowego. Przejechaliśmy nad wyraz długi kawałek, by lina naprężyła się. Zatrzymaliśmy się i dopiero ruszyliśmy na pełnym gazie. Prędkość wznoszenia łagodnie oscylowała w granicach 115-125 km/h, o ile dobrze pamiętam. Najgorszy oczywiście był ostatni etap, powolne wyrównanie, wysokość gdzieś w okolicach 1750 m, nieme pytania, czy pobijemy rekord. Perkoz już wbijał nas w fotele, ale przebił magiczne 1791 m, a co lepsze, piął się dalej. Na pokładzie cisza, nagle głuchy strzał – wyczepienie – i dopiero po chwili ja odezwałam się: Mamy to! – 1852 m! (źródło: www.bb-aero.pl)
~ Janusz Włodarczyk
Napisz komentarz
Komentarze