Pasja Stanisława Lipińskiego zaczęła się od pomagania tacie, który poza pracą zawodową zajmował się szkleniem okien.
- Początkowo przyglądałem się jak to robił, z czasem przestałem się bać cięcia szkła i sam zająłem się tym fachem. Nawet, przez kilka lat prowadziłem zakład szklarski, wykonałem też dwa duże projekty witrażowe - dwie lampy. To wymagało bardzo dużo pracy, wykonanie jednej zajęło mi wtedy trzy miesiące bo składała się z ponad 600 elementów. Każdy element trzeba było oszlifować, ofoliować, polutować. Nowej technologii tworzenia okien nie poznałem, nie kupiłem też nowoczesnych maszyn, więc zakończyłem działalność jak zaczęło się wymienianie okien na nowoczesne. Później miałem długą, bo ponad dwudziestoletnią przerwę - wspomina.
Zawieszki do okien
Dodaje, że do pracy ze szkłem, a dokładnie do robienia witraży wrócił trzy lata temu, bo wtedy przeszedł na emeryturę. - Już nie robię takich dużych projektów jak lampy sufitowe, czy stojące, tylko wykonuję zawieszki, które można umieścić w oknie, one pięknie łapią promienie słońca, zwłaszcza jeśli witraż ma kształt zwierząt, roślin - mówi Stanisława Lipiński.
Ostatnio wykonał damę, która stoi przed lustrem i przygląda się swojemu odbiciu, przy biurku. - Ta praca bardzo się spodobała mojej rodzinie - cieszy się. Wyjaśnia, że chętnie wykonuje witraże z postaciami, zwierzętami, przedstawia na nich też różne sytuacje z życia, wykorzystuje motywy roślinne.
- Głównie stosuję technikę Tiffany’ego. Ta technika różni się od metody tradycyjnej, tym, że tnie się kolorowe szkło na kawałeczki, szlifuje się, następnie okleja specjalną folią miedzianą, później się je łączy przez lutowanie spoiwem cynowo-ołowiowym. W technice tradycyjnej, jaką możemy zobaczyć w witrażach kościelnych, stosuje się profile ołowiane. Łączy się je też przez lutowanie, ale nie foliuje się każdego szkiełka. Profile mają różne kształty, litery C, H - przekazuje Stanisław Lipiński. Wyjaśnia, że wykonuje projekt na brystolu, w dwóch lub trzech egzemplarzach, jeden służy jako podkład, drugi jest cięty na poszczególne elementy, które są przenoszone na szkło. Wycięte szkła kładzie na niepociętym wzorze i dopasowuje do siebie.
8 godzin dziennie
- Jeżeli witraż składa się z 10 elementów, gotowy projekt jestem w stanie wykonać w ciągu 3 dni. Nie zajmuje mi to więcej niż 8 godzin dziennie - tłumaczy hobbysta. Przekazuje, że na koniec odbywa się nabłyszczanie lub patynowanie. - Patynowanie polega na tym, że nadaję połączeniom wygląd miedzi lub postarzanej miedzi lub kolor czarny czy wydobywam kolor srebrny - mówi pasjonat.
Inspiracji szuka w aplikacji Pinterest, tam obserwuje profile innych witrażystów. - Dopasowuje własny projekt do tego, co zobaczę, a jak coś mi wpadnie w oko, staram się to odwzorować. Przez pewien czas robiłem prace do szuflady, ale moja żona, która pracuje w gminnej bibliotece w Janowie Podlaskim, opowiedziała o moich witrażach dyrektor GOK w Janowie Podlaskim Renacie Kaczmarek. Dyrektor przekonała moją żonę, że prace warto pokazać, więc prezentowałem witraże na dwóch imprezach w Janowie, a także na dwóch w Konstantynowie. Ludziom to się podoba - podkreśla.
Przyznaje, że go cieszy jak ktoś go pochwali, nie zważa na dochód, bo jak zauważa, cenny witraży są wysokie, więc nie ma zbyt wielu chętnych, żeby je kupować. - Jednak nie o to chodzi w hobby, by liczyć na zysk - stwierdza.
Prezenty dla najbliższych
Swoje prace daje w prezencie członkom rodziny i znajomym. - Cieszą się z nich, jak spoglądają w okna i widzą kolorowe zawieszki, to odczuwają radość. Zawieszek nie można traktować jako zabawki, bo są zbyt kruche, więc zazwyczaj są to podarunki dla dorosłych - wyjaśnia.
Zaczyna tworzyć rano, kiedy żona wyjedzie do pracy. - Zostaje sam z naszym psem Miłką. Przy okazji mojej pracy lubię słuchać radia, szczególnie z przyjemnością słucham dłuższych form reportażowych. Muzyka mnie nie interesuje - przyznaje Stanisław Lipiński. Prace wykonuje, kiedy jest sam - w ciągu dnia. Zdarza mu się też tworzyć wieczorem, kiedy wpadnie mu do głowy nowy pomysł. Nie brał udziału w konkursach, początkowo robił prace tylko dla siebie i do szuflady. - Pasja daje mi to, że mam wypełniony czas. Dzięki niej spotykam na prezentacjach ludzi, którzy chwalą moje prace, podkreślają ich wyjątkowość. To jest bardzo miłe. To mi daje kopa, żeby pokazać ludziom coś jeszcze, coś nowego - zaznacza. Dodaje, że najtrudniejsze jest dopasowanie szkieł do siebie.
Drogie hobby
- Chodzi o to, by między szkiełkami nie występowały większe szczeliny, bo później trudno je wypełnić spoiwem cynowo-ołowiowym. W tych miejscach, gdzie jest większa szczelina tworzy się większe łączenie, które nie pasuje do reszty linii. Trafiają mi się też różnej jakości spoiwa cynowe, jedne są bardziej topliwe, inne mniej - wyjaśnia pasjonat.
Przyznaje, że to drogie hobby. Nie tylko spoiwa czy szkła sporo kosztują, ale też konieczne było zakupienie sprzętu np. szlifierki do szkła witrażowego czy noży.
- Żona akceptuje moje hobby, z czego się cieszę, uważa, że mam pożyteczne zajęcie - mówi hobbysta. - Nie ze wszystkich swoich prac jestem zadowolony, chociaż ludziom się podobają. Uważam, że jestem amatorem, nie artystą, więc nie planuję zorganizowania wystawy - przyznaje Stanisław Lipiński. Wyjaśnia, że hobby wpływa na niego uspokajająco. - Mam zagospodarowany czas, nie posiadam roli ani ogrodu, więc nic mnie nie rozprasza. Dodatkowym hobby jest genealogia mojej rodziny, którą zajmowałem się przez pięć lat. To również było absorbujące - dodaje na koniec.
CZYTAJ TEŻ:
Napisz komentarz
Komentarze