80-letnia Helena Mikocewicz na przełomie sierpnia i września dwukrotnie trafiła do bialskiego szpitala z problemami kardiologicznymi. – Pierwsza hospitalizacja rozpoczęła się 16 sierpnia, lekarze rozpoznali arytmię serca i po kilku dniach mama została zwolniona do domu – opowiada jej syn Dariusz.
Tydzień później z podobnymi objawami kobieta ponownie przewieziona została do szpitala na oddział kardiologii. Gdy lekarze uznali, że stan pacjentki się poprawił, przeniesiono ją na oddział rehabilitacji kardiologicznej. Niestety, do domu już nie wróciła. Zmarła w szpitalu, a jako przyczynę podano wstrząs kardiogenny.
I to właśnie do opieki na oddziale rehabilitacji rodzina ma największe zastrzeżenia. – Przy pierwszej hospitalizacji nie wykonano wystarczających badań. Gdyby je wykonano, mogłyby to zapobiec następnej hospitalizacji – twierdzi syn.
Było gorzej
– Na oddziale rehabilitacji kardiologicznej stan naszej mamusi z każdym dniem się pogarszał. Była coraz słabsza, po trzech dniach nie dała rady wstać z łóżka. Do tego doszedł kaszel. Myślę, że umieszczenie mamy na tym oddziale było błędem, przecież tam przebywają osoby dochodzące do zdrowia, a u naszej mamy wszystko szło w odwrotną stronę i lekarze to widzieli – relacjonuje pan Dariusz.
Na stałe mieszka w Chicago. Gdy dowiedział się o problemach zdrowotnych mamy, natychmiast przyleciał do Polski, by jak mówi, ratować ją.
Przy łóżku pani Heleny przez cały czas przebywała jego siostra Grażyna. W miarę możliwości robiła to również pozostała dwójka rodzeństwa i najbliższa rodzina.
– Kiedy prosiliśmy lekarzy na rehabilitacji o przeniesienie mamusi na oddział wewnętrzny, ponieważ stan jej zdrowia codziennie się pogarszał, usłyszeliśmy, że albo mamusia zostaje na tym oddziale, a jak nam się nie podoba, to możemy wziąć ją do domu. Stan mamy się pogarszał, a badania miała wyznaczone dopiero na koniec września – opowiada pani Grażyna.
Nie mogłem na to patrzeć
Dzieci pani Heleny dobrze pamiętają wtorek 13 września, gdy stan mamy gwałtownie się pogorszył. – Podczas obchodu jedna z lekarek zapytała mamę, jak się czuje. Mama takim cienkim głosikiem odpowiedziała, że dobrze. Ja już tego nie wytrzymałem, wszedłem do sali i zapytałem: "Czy pani doktor nie widzi, że jest źle?". Za jakiś czas przyszła inna doktor i stwierdziła, że stan mamy jest krytyczny – mówi Mikocewicz.
Według niego dopiero wtedy lekarze podjęli decyzję o przeniesieniu jego matki na oddział kardiologiczny.
– Ale personelowi się nie spieszyło. Widziałem, że mama sinieje, poszedłem do pielęgniarek, zapytałem kiedy przewiozą ją na kardiologię? "Za moment", usłyszałem. Oni mieli czas, a ja nie mogłem już na to patrzeć. Widziałem, że ona umiera. Złapałem za łóżko, wyciągnąłem je na korytarz i przeciągnąłem na kardiologię. Dopiero wtedy pielęgniarki podbiegły i przejęły ode mnie mamę – oburza się mężczyzna. – Innym razem podczas pobytu mamusi na kardiologi na R skończyła się kroplówka. Na moje prośby o zamianę na pełne pielęgniarka odpowiedziała, że nie ma czasu, ponieważ kończy pracę i musi wypełnić papiery – dopowiada.
Pojawiła się nadzieja
Wspomina, że tamten wtorek był trudnym dniem. Wieczorem pani Helena z kardiologii została przeniesiona na szpitalny oddział ratunkowy. Cała rodzina przygotowywała się już na najgorsze. Nadzieja pojawiła się dopiero w czwartek.
– Stan zdrowia znacznie się poprawił. Z SOR-u przeniesiono ją na kardiologię. Z każdym dniem było coraz lepiej. Ciśnienie wzorowe, serce się uspokoiło, cukier w normie. Mama miała apetyt, lecz nadal była słaba – dodaje siostra pana Dariusza.
Rodzinę nadal niepokoił jednak ciągły kaszel. – Mama miała ogromny problem z odkasływaniem. Siostry sadzały ją na łóżku i oklepywały. Najprawdopodobniej wdało się jakieś zapalenie, ale nikt nie wiedział jakie, bo przecież gdy leżała na rehabilitacji, nie wykonano jej badań – stwierdza Mikocewicz.
W sobotę 17 września wieczorem córka pani Heleny poprosiła personel oddziału o zgodę na to, by mogła zostać przy matce na noc.
– Pielęgniarki kazały wyjść. Jeszcze ostatnie słowa, jakie siostra usłyszała, to gdy powiedziały do mamy: "Pani tak siedzi, głowa pani zwisa, położymy panią na wznak". Mama zmarła. Możemy się tylko domyślać, że mogła się udusić flegmą. Ale dowodów na to nie ma. Podczas drugiej hospitalizacji, po kardiologii, mamusia ze względu na stan zdrowia powinna być umieszczona na oddziale wewnętrznym i tam powinna być leczona, a nie na rehabilitacji – uważa pan Dariusz.
Zastrzeżeń do opieki podczas pobytu mamy na oddziałach szpitalnych ma więcej, dlatego złożył oficjalną skargę do dyrektora placówki. – Być może dyrektor nie jest informowany o wszystkim, co się dzieje na poszczególnych oddziałach. Nie wierzył mi, że najbliższa rodzina nie może zostać z pacjentem na całą noc. Twierdził, że dobrym zwyczajem tego szpitala jest pozwalanie zostania najbliższej rodzinie na noc przy chorej. Gdybyśmy byli całą dobę, to nie doszłoby do zaksztuszenia i uduszenia naszej mamusi – nie ma wątpliwości pan Dariusz. – Nie chcę uogólniać, bo spotkaliśmy również bardzo zaangażowanych w swoją pracę lekarzy, ale część zespołu zupełnie nie nadaje się do tego zawodu. Może ta sytuacja pozwoli wyciągnąć jakieś wnioski, poprawi organizację i podejście do pacjenta. Choć na pewno w dokumentacji nie będzie żadnych uchybień i zarzucą mi, że chcę zniszczyć dobry wizerunek szpitala.
Dyrektor powołał zespół ekspertów
O przebieg hospitalizacji Heleny Mikocewicz zapytaliśmy rzeczniczkę prasową WSzS. Z oczywistych względów, związanych z tajemnicą dotycząca udostępniania dokumentacji medycznej oraz danych osobowych, nie mogła odpowiedzieć na wszystkie zadane pytania.
– Kilka dni po wielokrotnej i długiej hospitalizacji pacjentki, która zakończyła się zgonem, wpłynęła do szpitala skarga syna pacjentki, Dariusza Mikocewicza, dotycząca pobytu pacjentki w oddziałach szpitala – informuje Magdalena Us.
Dodaje, iż zgodnie z zasadami obowiązującymi w szpitalu, dyrektor powołał zespół ekspertów, którzy zbadają prawidłowość hospitalizacji i jakość udzielanych świadczeń. Zespół przygotuje raport w terminie 20 dni.
– Stwierdzam jednocześnie, że w okresie hospitalizacji od 29.08 do 18.09.2016 r. w oddziałach: rehabilitacji kardiologicznej, kardiologii, oddziale intensywnej terapii, nie wpłynęła do szpitala żadna skarga dotycząca pacjentki – wyjaśnia Us.
Życia już nie wróci, ale przestrzeże
Pogrzeb pani Heleny odbył się 22 września. Dzieci i wnuki nie mogą pogodzić się ze stratą. Mimo swoich 80 lat kobieta była bardzo aktywna. – PESEL o niczym nie świadczy. Mama nauczyła się korzystać z laptopa, często rozmawiała z nami przez kamerkę internetową, miała nawet konto na Facebooku. Młodsze od niej sąsiadki przychodziły do niej, żeby wyszukała im coś w sieci. Bardzo nam jej brakuje, była takim słoneczkiem całej rodziny – mówi pani Grażyna.
Jej brat zapowiada, że niezależnie od wyniku raportu opracowywanego przez zespól ekspertów powołanego przez dyrektora szpitala, sprawę będzie chciał wyjaśnić na własną rękę. – Jeśli będzie potrzeba, zwrócę się do innych ekspertów. Sprawę zgłosiłem do Pełnomocnika ds. Pacjenta w Białej Podlaskiej. W ciągu 30 dni otrzymam odpowiedź. Jeśli będzie trzeba, pójdę dalej. Wiadomo, że życia naszej mamie to nie wróci, ale może w ten sposób uchronimy innych – tłumaczy swój upór pan Dariusz.
~ Monika Pawluk
Napisz komentarz
Komentarze