Julii Pawlak z trudem przychodzą wspomnienia tego dramatycznego wieczora 12 listopada, gdy w ich domu wybuchł pożar.
– Wróciliśmy od moich rodziców, mąż rozpalił w kominku i po pewnym czasie poczuliśmy swąd spalenizny. Paweł pobiegł na górę i zobaczył, że się pali. Na początku próbował gasić sam, ale to nie przynosiło efektu, więc wezwaliśmy straż pożarną. Ogień tak szybko się rozprzestrzeniał, że musieliśmy uciekać z dziećmi – opowiada pani Julia.
Wymarzony dom
Dom opuścili w tym, co mieli na sobie. Nie było czasu na to, żeby zabrać nawet osobiste rzeczy i ubranka dzieci. Pożar zniszczył poddasze obiektu, który Julia i Paweł z tak ogromnym wysiłkiem przez lata budowali.
– Każdy fragment powstał dzięki pracy naszych rąk. Nie braliśmy kredytów i długo oszczędzaliśmy, zanim rozpoczęliśmy budowę oraz prace wykończeniowe. Trochę wsparli nas rodzice. Mąż zna się na budowlance i wszystko robił sam – mówi pani Julia.
Dziś sześcioosobowa rodzina mieszka w jednym pokoju z kuchnią, nie ma łazienki.
Odszkodowania nie będzie
Ciężką sytuację potęguje fakt, że małżeństwo nie ma pracy. Pani Julia studiowała w Białymstoku pedagogikę i psychologię, gdy na świat przyszła pierwsza córeczka, więc przerwała naukę. Życie poświęciła rodzinie i opiece nad dziećmi. Natomiast pan Paweł jest poważnie chory, cierpi na przepuklinę kręgosłupa. Dopiero w 2018 roku czeka go operacja, ale - jak mówi jego żona - lekarze nie dają większej nadziei, a operacja może jedynie przynieść ulgę w bólu.
Najprawdopodobniej na wypłatę odszkodowania za straty w pożarze rodzina nie będzie mogła liczyć. – Strażacy powiedzieli, że nieprawidłowo eksploatowaliśmy kominek. To nieprawda. Pożar zaczął się od dachu – stwierdza Pawlak.
Proszą o materiały budowlane
Z pomocą jako pierwsi przyszli mieszkańcy Wisek. Sołtys wsi zorganizowała zbiórkę pieniędzy, a sąsiedzi zaoferowali pomoc w odbudowie domu. Potrzebne są jednak materiały budowlane np. blacha lub dachówka, wełna mineralna, gips, cement, płyty kartonowo-gipsowe.
Na poddaszu znajdował się dziecięcy pokoik. Spłonęły ubranka, zabawki i wszystkie książki, które tak kocha czytać najstarsza córeczka Pawlaków - 5-letnia Gloria.
Dach zabezpieczono folią, ale to rozwiązanie tymczasowe. – W pierwszej kolejności trzeba jak najszybciej zabezpieczyć dach, żeby przez deszcz, śnieg lub mróz zniszczeniu nie uległa reszta domu. Będziemy wdzięczni za każdy dar i ogromnie dziękujemy wszystkim, którzy już nas wsparli – mówi pani Julia.
Kilka osób przekazało już rodzinie ubranka i zabawki dla dzieci. Pomoże również gmina, gdyż pojawiła się szansa na mieszkanie zastępcze, w którym rodzina będzie mogła zamieszkać do czasu aż dom zostanie odbudowany.
Gmina pomaga, na ile może
- Monitorujemy sytuację rodziny na bieżąco. Udzieliliśmy pomocy w takim wymiarze, na ile mogliśmy. Miała ona dwa wymiary - przekazaliśmy fundusze na remont domu oraz przyznaliśmy zasiłek okresowy. Na pewno, jeśli budżet na to pozwoli, wsparcie będzie większe. To ważne, żeby rodzina wiedziała, że w tym nieszczęściu ma w naszej instytucji oparcie. Pan wójt zaoferował na czas remontu mieszkanie, ale to państwo Pawlakowie zadecydują czy chcą skorzystać z tej możliwości - mówi Małgorzata Zieńczuk, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Tucznej.
Największym marzeniem rodziny jest spędzenie świąt we własnym domu i pomóc w realizacji tego marzenia możemy wszyscy. Każdy, kto chciałby wesprzeć rodzinę Pawlaków, może skontaktować się z panią Julią pod nr. tel. 512 790 557.
Monika Pawluk
Więcej na temat dramatycznej sytuacji rodziny Pawlaków i możliwości pomocy czytaj w 47 numerze papierowego i e-wydania "Słowa".
Napisz komentarz
Komentarze