– Prowadzeniem gospodarstwa zajmujemy się od lat. Pomagają nam 2 córki – opowiada Jan Jaroszuk. – Mieliśmy 16 krów i 9 jałówek, które za dnia z powodu słońca przebywały w oborze. Po dojeniu wyprowadzaliśmy je na łąkę, na całą noc. Łąka znajduje się 150 m od obory. Rano, 27 września, zauważyłem, że brakuje dwóch krów. Początkowo myślałem, że się zerwały albo że przegoniła je wataha psów lub wilków. Ale krowy jakby zapadły się pod ziemię – opowiada zmartwiony gospodarz.
Twierdzi, że po śladach udało mu się ustalić wstępny scenariusz nocnego wydarzenia. – Początkowo złodziej wyprowadził 4 krowy, przez mostek w głąb lasu, jakieś 800 m od łąki. Tam próbował je załadować do samochodu, ale jedna się nie dała i wróciła. Proszę zwrócić uwagę, że to nie takie proste załadować bydło do transportu. Złodziej musiał je doprowadzić do drogi polnej łączącej Janówkę z Wygnanką – mówi pan Jan. Żona, Małgorzata dodaje, że niemal identyczny scenariusz powtórzył się w nocy z 1 na 2 października. – Wtedy złodziej ukradł dwie biało-czerwone krowy, ale jedna wróciła. Ta sama, co za pierwszym razem. Nazwiemy ją Bohaterka – opowiada przez łzy kobieta i pyta: - Jak można tak nie szanować ciężkiej ludzkiej pracy?
Cały artykuł znajdziecie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 22 października
Napisz komentarz
Komentarze