22 marca, na jedną z międzyrzeckich posesji weszli przedstawiciele Stowarzyszenia „Pogotowie dla Zwierząt”, którzy otrzymali sygnał o potrzebującym pomocy czworonogu. Widok, jaki zastali, był przerażający. - Zwierzę było utrzymywane w stanie skrajnego, wręcz patologicznego wychudzenia. Miało widoczne żebra, kości kręgosłupa, guzy biodrowe, miało zaniki mięśniowe na linii czaszki. Wszystko to ewidentnie wskazywało na to, że organizm nie przyjmując pożywienia, podbierał odpowiednie składniki z mięśni psa. Pies nie miał siły wyjść z budy. Przy każdej próbie podniesienia się, upadał – opowiada Katarzyna Cabańska z „Pogotowia dla Zwierząt”, obecna podczas interwencji.
Zwierzę było utrzymywane w boksie, bez żadnego ocieplenia, które ogrzałoby jego ciało w takim stanie osłabienia. - Pies trząsł się i miał odruchy neurologiczne. Obok tego okolice odbytu powalane były kałem, krwią i ropą. Cały ogon był silne posklejany tą mazią. Pies był również silnie zapchlony i nie miał dostępu do wody. Dodatkowo na dziąsłach obecne były ropiejące zmiany – relacjonuje aktywistka. Z informacji, jakie uzyskali pracownicy pogotowia zwierzę miało przebywać w takim stanie od około roku.
Podczas interwencji doszło do konfrontacji właściciela i pracowników stowarzyszenia. Miał on im zarzucać wtargnięcie na posesję i naruszenie jego miru domowego. Na filmiku nagranym przez pogotowie, stanu psa nie potrafił jednak wytłumaczyć. - Na nasze pytanie, czemu pies jest w takim stanie, właściciel odpowiedział, że pies jest po prostu stary. Twierdził, że był z nim u lekarza weterynarii, którym miał być jego brat. Nie potrafił natomiast odpowiedzieć, na co zwierzę było leczone, ani okazać dokumentacji, czy choćby książeczki zdrowia. Nie chciał też podać namiaru do lekarza weterynarii, który badał zwierzę – zaznacza Katarzyna Cabańska. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 31 marca
Napisz komentarz
Komentarze