Od nieżyjącej już 75-letniej Anastazji G. w sierpniu 2017 r. pobrano w Międzyrzecu materiał do badań histopatologicznych, który przesłano do laboratorium w Zamościu. Wyniki udostępniono jej dopiero po 9 miesiącach. W efekcie rak nie nadawał się już do leczenia. Pacjentce próbowano pomóc w Białej Podlaskiej, jednak bez efektów. Jej prawnik najpierw wezwał placówkę do zapłaty zadośćuczynienia. Szpital roszczenie odrzucił.
Jeszcze przed śmiercią kobiety, radzyński sąd przesłuchał ją na okoliczność powództwa. – Bialscy lekarze powiedzieli, że to jest zadawnione, że gdybym zgłosiła się wcześniej, udzieliliby mi lepszej pomocy - wyznała. W sprawie wyników chodziła do pielęgniarek na oddział chirurgiczny. - Mówiły że dobrze będzie. Bo jakby było źle, to te wyniki już dawno by przyszły. A skoro ich tak długo nie ma, to znaczy, że jest dobrze – wspominała Anastazja G.
W Lublinie jako pierwszy zeznania składał lekarz rodzinny zmarłej. - Nie pamiętam historii choroby, wiem jednak, że schorzenie rokowało niepomyślnie - oznajmił. Tuż po nim wezwano synową zmarłej Katarzynę G. - Mamę bolał brzuch, w Międzyrzecu wykonano operację i kazano czekać na wyniki badań pobranego wycinka - zeznała. Jej zdaniem lekarze mieli świadomość zagrożenia. - Ordynator z drugim lekarzem pokazali mi to na monitorze - opowiadała. (...)
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 28 lipca
Napisz komentarz
Komentarze