Sadownicy z naszego regionu narzekają, że uprawa jabłek staje się nieopłacalna. – W tym roku wszystkie jabłka idą na przemysł, nic nie przechowujemy, ze względu na obawę przed wysokimi cenami prądu. Mówi się, że tarcza będzie zlikwidowana. Mamy odmianę, która została sprzedana na zachód, do Egiptu. Do dziś nie mamy zapłacone, ale to firma, z którą handlowaliśmy wcześniej, więc raczej nie będzie problemu z rozliczeniem. Sprzedajemy po 33 gr/kg. Wszystkie jabłka, nawet ładne, pójdą na przemysł – stwierdza Marian Chwedoruk sadownik z gminy Konstantynów.
Sadownicy: "Uprawa jabłek się nie opłaca"
Dodaje, że część jabłek zostało, ale postoją w chłodni najdłużej miesiąc, bo sadownik liczy, że cena przemysłowa wzrośnie. Obecna cena pokrywa jedynie koszt produkcji. – Gdzie środki do produkcji i moja praca? To się mija z celem – zauważa sadownik.
Podkreśla, że w tym roku uprawa jabłek się nie opłaca, bo ceny są poniżej opłacalności. – Będzie trzeba dołożyć do interesu – zaznacza. Kupił dwie tony nawozu, co kosztowało go 13 tys. zł. Paliwo kupował za 8,60 zł/ litr. Pracowników też nie może znaleźć, dlatego chce skonstruować maszynę, która zbiera jabłka z ziemi. Ma z synem 13 hektarów jabłoni i wiśni, w tym 6 hektarów jabłoni. Cena wiśni pokrywała jedynie koszt produkcji, jednak ma maszynę do zbioru wiśni, więc w tym przypadku odpada problem z zatrudnieniem pracowników. Zbiory były dobre, ale nawet żeby sprzedawać jabłka przemysłowe to trzeba czekać w kolejce bo nie ma zbytu.
CZYTAJ TEŻ: Będzie drożej. Tarcze antyinflacyjne niezgodne z unijnym prawem o VAT
– Nie ma sensu prowadzić sadownictwa – mówi rozgoryczony. Problem pojawił się już pięć lat temu. Głównie eksportował do Rosji i Kazachstanu, a teraz to niemożliwe. – Byłem tak załamany, że mi się wyjeżdżać po jabłka nie chciało. Na pewno nie będziemy już sadzić jabłonek. Mój sad został posadzony w 1974 r. i od tamtej pory zajmuję się uprawą jabłek, przejąłem schedę po ojcu i przekazałem ją synowi, ale żałuję teraz, że syn został na gospodarce – mówi Marian Chwedoruk.
Nie mają gdzie sprzedawać jabłek
Z kolei Mirosław Kołodyński z gminy Konstantynów przyznaje, że ma podobną sytuację. – Wszystko idzie na spady, bo nie mam gdzie sprzedać, prąd jest drogi i jeszcze podrożeje. Za jabłko przemysłowe dostajemy 0,33 zł/kg, a gdzie robocizna i opryski? – pyta.
Brakuje też pracowników do zbiorów, a jak są pracownicy to żądają dużej stawki. Na dziś się dokłada do sadu, a dobrego jabłka nie ma, gdzie sprzedać, bo wcześniej jabłka szły na sprzedaż do Rosji. Na zachód też ciężko jest sprzedać, bo pierwszeństwo mają grupy producentów jabłek.
– Ponoć koncentraty schodzą na bieżąco, więc nie wiem dlaczego jabłka nie są po 0,60 zł/kg Wtedy można byłoby pokryć koszty produkcji. Teraz to robota bez sensu. Uprawiam jabłka od dwudziestu lat i tak nie było wcześniej źle, jak jest teraz. Ładne jabłko sprzedawało się na eksport, a teraz nie ma takiej możliwości – zauważa Mirosław Kołodyński.
CZYTAJ TEŻ: Kłują, ale radują. Tyle gatunków kaktusów tuż pod Włodawą
Sławomir Olszewski ma sady w Polubiczach i przyznaje, że wszyscy sadownicy z jego okolicy bardzo narzekają na swoją sytuację. – Boją się przechowywać jabłka w chłodni, bo to znaczny koszt. W dodatku nikt nie ma gwarancji, że jabłko zimą czy wiosną się sprzeda. W tamtym roku zostawiałem jabłka, to musiałem sprzedać je na przemysł, więc dołożyłem do interesu. W tym roku zostawiłem ze 100 ton jabłek 15 ton na zimę. Wydaje mi się, że tego nie sprzedam – wskazuje.
Nie sprzedaje na zachód, bo mali producenci nie mają szans, by to zrobić. Wcześniej sprzedawał jabłka na wschód. Przekazuje, że sytuacja rozwiąże się zapewne za dwa, trzy lata, bo większość ludzi wykarczuje sady, ewentualnie ci co wzięli kredyty zostawią uprawę. – To już trzeci rok, który jest bardzo ciężki. Przy dzisiejszych zarobkach, które trzeba dać dla pracownika przestaje być to opłacalne. W dodatku pracowników brakuje i nie chcą pracować mniej niż za 15 zł za godzinę. Mam 2,5 hektara sadów – wyjaśnia Sławomir Olszewski.
PRZECZYTAJ:
Napisz komentarz
Komentarze