Wszystko zaczęło się kilka dni po narodzinach. Różyczka dostała dziwnej wysypki, którą zdiagnozowano jako zwykłe "potówki", które w ciągu następnych miesięcy w ogóle nie znikały, a wręcz było ich coraz więcej. Do objawów doszło zaczerwienienie i objawy podobne do grypy. – Wszystko zakończyło skrajne odwodnienie i ryzyko śmierci w wyniku rota wirusa, którym córeczka zaraziła się gdzieś po drodze. Wtedy róża trafiła do szpitala Dziecięcego im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza w Warszawie – mówi pochodzący z gminy Terespol Marek Kłos, tata dziewczynki. – Po wyrównaniu kroplówkami rozpoczęto serię badań, mających na celu postawienie diagnozy dolegliwości. Ta niestety okazała się bardzo niepomyślna, u Róży wykryto wrodzony brak odporności, zespół Omenna, którego leczenie polega na przeszczepieniu szpiku. Dzieci z tym schorzeniem umierają bardzo młodo w wyniku powikłań po chorobach, które ciągle "łapią".
W szpitalu Dziecięcym im. prof. dr. med. Jana Bogdanowicza nie było odpowiednich warunków do leczenia dziewczynki dlatego została przeniesiona do warszawskiego Centrum Zdrowia Dziecka i tak czekała na przeszczep. Niestety zgrało się to w czasie ze strajkiem pielęgniarek w CZD, dlatego Róża trafiła do Centrum Matki Polki w Łodzi, szpitala, który nie mógł jej zapewnić właściwych warunków. – Po miesiącu czekania w Łodzi córka została przewieziona do Lublina, by dokonać przeszczepu. Niestety jak się później okazało, w Łodzi złapała kilka poważnych chorób ( Pneumocystoza, Cytomegalia), co z długą podróżą karetką, które dodatkowo obciążyła osłabiony organizm skończyło się ostrą niewydolnością oddechową, paraliżem jelit, bradykardią i niewydolnością nerek – opowiada Marek Kłos. – Róża trafiła na OIT, gdzie przez miesiąc walczyła o życie, wspomagana przez wspaniały zespół młodych i zdolnych lekarzy.
Liczy się każdy grosz. Aby pomóc Róży rozkwitnąć można wpłacać pieniążki na stronie https://zrzutka.pl/rozyczka
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, 34/2018
Napisz komentarz
Komentarze