Padły łabędź znaleziony przy tafli stawu, to historia sprzed kilku tygodni. Internauci umieścili jego zdjęcie w sieci, pytając, co się dzieje, że te ptaki, będące ozdoba miasta, umierają.
Do sprawy magistrat odniósł się dopiero na sesji rady miasta pod koniec grudnia. Wówczas na obradach pojawiła się mieszkanka Radzynia Podlaskiego. Chciała wiedzieć, kto opiekuje się ptakami. Opowiedziała o sytuacji, gdy 29 grudnia interweniowała, gdy jeden z łabędzi wbiegł na ulicę i wpadał na auta próbując wzbić się do lotu. - Policja była zawiadomiona. Lekarz weterynarii został poinformowany, ale do godziny 19.15 weterynarz nie dojechał, akcja się zaczęła z moim uczestnictwem o 17.40 – opowiadała kobieta, relacjonując akcje przeganiania łabędzia z ulicy. - Wydaje mi się, że miasto powinno mieć ustalone procedury.
Burmistrz przyznał, że o sytuacji z łabędziem, który wybiegł na ulicę, nie słyszał, przyznał natomiast, że dotarły do niego informacje o wcześniejszym upadku jego towarzysza. - Szkoda, bo to piękne, królewskie ptaki – skwitował Jerzy Rębek.
Temat łabędzi radzyńskich kontynuował zastępca naczelnika wydziału gospodarki komunalnej, Roman Ceranowicz. - My nie odżegnujemy się jako miasto od jakiejkolwiek pomocy. Staramy się nieść tę pomoc dla zwierząt – zapewniał. Poinformował, że kondycją ptaków zajmuje się lekarz weterynarii, z którym miasto ma podpisaną umowę. Łabędzie mają otrzymywać w karmie leki. - Doktor powiedział, że łabędź, który uciekł wczoraj, jest ptakiem w sile wieku. Nie widać po nim żadnych powikłań zdrowotnych – zapewnia naczelnik Ceranowicz.
Interweniująca w sprawie łabędzi radzynianka ma jednak wątpliwości, co do kondycji ptaków na stawie. - Jeżeli łabędź nie reaguje na przechodzących ludzi, to nie są normalne zachowania. Takie zwierzęta powinny być odłowione i zbadane. Podawanie leku, który albo łabędź zje, albo nie, też nie jest pewne – ripostuje.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 14 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze