Sprawa łabędzi stała się publiczna po wystąpieniu mieszkanki Radzynia Podlaskiego na sesji rady miasta pod koniec grudnia. Opowiadał wówczas o akcji mieszkańców, jaką przeprowadzili w centrum miasta, próbując zagonić młodego łabędzia z ruchliwej ulicy do ostoi na stawach. Jak wspomina mieszkanka zaangażowana w akcję z łabędziem, ludzie zatrzymywali pędzące ulicą samochody i zmusili skołowanego ptaka, który znalazł się na ulicy, do przemieszczania się w kierunku stawów. Kobieta dodaje, że o sytuacji powiadomiona była policja, po jakimś czasie pojawił się pracownik weterynarii, która współpracuje z miastem. - Nie dojechał pracownik urzędu miasta, choć był poinformowany, a my mieliśmy nawet informację, że jest w drodze – wspomina kobieta. Między innymi dlatego postanowiła wystąpić na sesji miejskiej, by uzyskać informację, kto odpowiada za dobrostan łabędzi na radzyńskich stawach.
Pytanie zasadne tym bardziej, że kilka dni wcześniej padł jeden z ptaków i jak wówczas informowała mieszkańców rzecznik magistratu Anna Wasak: - 21 grudnia na prośbę urzędnika Urzędu Miasta interweniował lekarz weterynarii. Ptak wyszedł na ulicę i latał nisko, przez co powodował zagrożenie dla siebie i ruchu drogowego. Ponieważ nie było możliwości schwytania ptaka, zdiagnozował go na podstawie jego wyglądu i zachowania. Łabędź był osowiały, osłabiony, miał bladą blaszkę dziobową, co jest objawem anemii. Postawiona została diagnoza: anemia spowodowana nicieniami z podejrzeniem salmonellozy. Łabędzie miały podawany z jedzeniem antybiotyk. Mimo tych działań jeden łabędź padł 27 grudnia. Został zabezpieczony i 30 grudnia przekazany specjalistycznej firmie do utylizacji – relacjonowała rzecznik magistratu.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 21 stycznia
Napisz komentarz
Komentarze