Bożenę Juchimiuk do grania w Teatrze „Słowa” przekonała koleżanka, z którą pracowała w Szkole Podstawowej nr 3. – Znajoma zaprosiła mnie na próbę, ponieważ brakowało obsady do wystawianej sztuki. Miałam wtedy wielką przyjemność poznać Jana Gałeckiego i cały zespół ówcześnie grający. Okazało się, że się nadaję do wybranej dla mnie roli – mówi Bożena Juchimiuk. Spotkanie z aktorami i ze sztuką lubiła już od dziecka. Jako kilkulatka występowałam w teatrzyku, a później w teatrze podczas nauki w liceum. Następnie jako polonista w Szkole Podstawowej nr 3 prowadziła teatr dla dzieci i młodzieży, z którym wyjeżdżała na przeglądy teatralne. Do Teatru „Słowa” przystąpiła w 2011 r. i od tamtej pory zagrała w dziesięciu sztukach, w reżyserii Jan Gałeckiego do 2018 r., a następnie w reżyserii Danuty Szaniawskiej, która jest reżyserem do dziś.– Były reżyser zawsze nam kibicował i przychodził na nasze spektakle, z czego się bardzo cieszyliśmy. Mieliśmy wtedy okazję z nim porozmawiać o obecnie granych przez nas sztukach. Interesował się tym, co robimy i tak jest do tej pory. Ostatni benefis Jana Gałeckiego też świadczy o tym, że ma świetną pamięć i pamięta o ludziach, z którymi tworzył jeszcze jako młody nauczyciel, aż do momentu swojej pożegnalnej sztuki. Teatr jest jego pasją i ta pasja udzielała się mnie, jako osobie, która miała zaszczyt w teatrze występować – przyznaje miłośniczka teatru. Pierwszą sztuką, w jakiej zagrała było przedstawienie pt. „Klan wdów”, scenariusz sztuki pochodził od białostockiego teatru i został pozyskany, dzięki Marii Skoniecznej.
CZYTAJ TEŻ: Magia jednego drzewa może pomóc pogorzelcom w Świerżach
Wcieliła się w rolę Balladyny
Ważną rolą była dla niej rola Balladyny, w spektaklu „Balladyna” Słowackiego, wystawianym w 2014 r. ze wspaniałymi kostiumami Małgorzaty Maciejewskiej i scenografią Adama Korszuna. – Rolę przeżywałam bardzo emocjonalnie, gdyż jako zabójczyni własnej siostry i postać, która zgotowała trudny los swojej matce musiałam pokazać negatywnie uczucia, aż do momentu kiedy zostałam jako Balladyna trafiona piorunem – wyznaje była polonistka. Szczególnie zapamiętała spektakl „Wesele” Wyspiańskiego w reżyserii Jana Gałeckiego. To był pożegnalny występ pod opieką Jana Gałeckiego, który z różnych względów musiał pożegnać się czynną pracą reżysera. W „Weselu” grała rolę Maryny i gospodyni. - Uważam, że Jan Gałecki wyreżyserował tę sztukę fantastycznie. Jedna z moich koleżanek powiedziała, że z trudem czytała „Wesele” Wyspiańskiego i podobne odczucia miała w czasie ekranizacji tej sztuki, natomiast nasz spektakl obejrzała trzykrotnie z wielką przyjemnością – zdradza Bożena Juchimiuk. Przyznaje też, że koncepcja wystawienia, odegranie ról, muzyka, scenografia, światła, to wszystko robiło na widzach ogromne wrażenie. Ostatnia sztuka, w której gra to „Biały sad”, poprzednia to "Nepel syn Pratula", gdzie grała kapłankę, jeszcze wcześniej wystawiono „Igraszki z diabłem” według Jana Drdy, w której grała Kaśkę służącą królewny Dysperandy. - To komedyjka, ale dająca do myślenia, z brawurową grą moich koleżanek i kolegów. Początkowo miałam mieć przyznaną rolę królewny, ale przy czytaniu scenariusza zdecydowałam, że wolę być służącą Kaśką. Ta rola też mi się bardzo podobała - podkreśla.
Najtrudniejsze pierwsze wyjście na scenę
Przygotowując się do roli, na początku Bożena Juchimiuk czyta cały scenariusz, żeby zrozumieć intencje i poznać dobrze treść. Później dokładnie czyta swoje partie tekstowe. Wtedy próbuje określić, jaka chce być jako Balladyna, służąca Kaśka czy inna postać. Później jest to weryfikowane na próbach, przez reżysera. Wtedy przyjmuje sugestie i uwagi, do których się stosuje na kolejnych próbach. - Podstawą jest jak najszybsze opanowanie tekstu pamięciowo. Na początku siedzimy w kole i czytamy swoje role. Po ich opanowaniu dochodzi ruch sceniczny i kostiumy, bo aktor inaczej gra w kostiumie. Później włączana jest muzyka, scenografia, światła, robi się próbę generalną i finalnie wystawia przedstawienie publiczności – wyjaśnia była nauczycielka. Nie ukrywa, że przed pierwszym spektaklem towarzyszy jej trema. - Jednak, zawsze staram się dać z siebie tyle ile potrafię, by przekazać, to co mam do powiedzenia przez daną rolę - stwierdza. Przed premierą odbywa się zazwyczaj sześć lub pięć prób, ale jest to zależne od długości sztuki. Trwają po dwie godziny. Kostiumy zapewnia Małgorzata Maciejewska, która często korzysta z różnych źródeł, w tym z internetu, ale kieruje się swoim wyczuciem i intuicją. - Jako aktorzy bierzemy w tym udział, jak trzeba przynosimy coś z własnego domu albo wyszukujemy potrzebne elementy w sklepach czy second handach, które byłby przydatne żeby stworzyć kostium - wyjaśnia. Jej zdaniem, najtrudniejsze jest pierwsze wyjście na scenę. Wtedy ważne jest by się nie pomylić, bo to ma znaczenie dla innych osób grających w sztuce. - Zdarzały się sytuacje, że ktoś „szył” tekst, ale nawet jak one występowały, to radziliśmy sobie na tyle dobrze, że później w rozmowie z widzami, wśród których jest nasza rodzina, przyjaciele i znajomi, nie czuli, że coś było nie tak – przyznaje Bożena Juchimiuk. Podkreśla, że lubi grać, nie jest to dla niej ciężarem ani trudem, chociaż jest tylko miłośniczą-amatorką. - Granie w teatrze daje mi możliwość wcielania się w inne charaktery. Czasami porównywałam graną przeze mnie postać, z tym jaka ja jestem i to co mamy wspólnego. Granie sprawia mi ogromną radość i przyjemność, daje poczucie tego, że robię coś dobrego dla innych.
Kręci się łezka w oku
Po sztukach przychodzą znajomi i mówią, że im się podobało, że mieli łezkę w oku, bo się wzruszyli na spektaklu. To znaczy, że przedstawienie zrobiło wrażenie i do kogoś dotarło – opowiada aktorka. To też dla niej rozrywka, cenne spotkania z zespołem, co pozwala na dyskusje na różne tematy. Teatr „Słowa” jeździ też na przeglądy i inne wydarzenia kulturalne, np. ostatnio był w Łukowie, a także w Dęblinie, w Wiszniach i innych miejscowościach. - Cieszy mnie też poznawanie scenariuszy. Wśród nich są trzy napisane przez Jacka Daniluka, w tym „Jajko królowej Marysieńki”, „Biały sad”. Teatr jest dla mnie przygodą, dzięki której mogę się odstresować, to też dla mnie nauka - zaznacza. Od 2019 r. reżyserem jest Danuta Szaniawska. - Jestem osobą, która mówi swoje zdanie, jeżeli ma jakieś uwagi czy inną koncepcję swojej roli. Wtedy staramy się z reżyserką dojść do porozumienia. Czasami Danuta mnie przekonuje do swoich racji. Rozmawiamy, o tym co nas boli i o naszych uwagach. Reżyserka stara się nas wysłuchać i też mówi, co na dany temat myśli, jako osoba odpowiedzialna za całość spektaklu - wyjaśnia. Do grupy należy obecnie trzynaście osób, w różnym wieku, najmłodsza jest uczennica szkoły podstawowej w wieku 14 lat, są też studenci, osoby pracujące oraz emeryci.
Bożena Juchimiuk pracowała jako polonistka od 1989 r. do 2005 r. w Szkole Podstawowej nr 3. W tym czasie przygotowywała różne uroczystości i akademie, prowadziła też grupę teatralną „Czarne żuczki” założoną przez Edytę Szymoniuk nauczycielkę kształcenia zintegrowanego, a potem zespół „Ich dwadzieścia czworo”. Na lekcjach wykorzystywała elementy dramy do przekazania przez dzieci swoich uczuć. Robiła też inscenizacje wierszy, a także wystawiała z uczniami starszych klas „Dziady” część II. Starała się też im przekazać miłość do sztuki. Mimo początkowych protestów, uczniowie przekonali się do poezji, którą im przybliżała. Zamiłowanie do poezji zaprowadziło ją również do grupy poetyckiej „Marzenie” działającej przy Związku Emerytów Rencistów i Inwalidów w Białej Podlaskiej. Brała też udział w Narodowym Czytaniu. Uczęszcza również na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku, w czasie których włącza się w organizację montaży słowo-muzycznych np. z okazji Bożego Narodzenia.
PRZECZYTAJ:
- Stopy procentowe. Rada Polityki Pieniężnej podjęła zaskakującą decyzję
- Jakie zmiany czekają wędkarzy w 2023 roku?
- Protest przewoźników na polsko-białoruskiej granicy [FILMY]
- Ukradli alkohol ze sklepów. Jego wartość to 1700 złotych
- Poszedł na grzyby. Takiego znaleziska się nie spodziewał
- Omotał ją żołnierz z Somalii. Dla niego to zrobiła…
Napisz komentarz
Komentarze