Elżbieta Chaberska pracowała w Elremecie jako pielęgniarka, więc nawet, gdy chodziła odwiedzać pacjentów zabierała ze sobą zakazane pisma. Po drodze zostawiała egzemplarz w każdym mijanym ogródku czy skrzynce na listy. Dzięki temu w mieście solidarnościowa prasa była w każdym domu. Jednak, nie zawsze roznoszenie bibuły było proste. Pewnego razu wychodząc z nielegalną wówczas prasą z bloku przy ul. Kolejowej, zobaczyła radiowóz. Kiedy zaczęła iść w stronę domu samochód ruszył za nią. Milicjanci jechali za nią nawet wtedy gdy wsiadła do autobusu. Na szczęście mundurowi poprzestali jedynie na tym, więc szczęśliwie dotarła do mieszkania matki. – Byłam strasznie roztrzęsiona. Bałam się, że jak mnie złapią to odbije się to na moich synach - wspominała działaczka. Przez moment zastanawiała się nawet, czy nie zanieść gazet do mieszkającej piętro wyżej przyjaciółki. Odradziła jej to jednak matka. A że milicjanci odjechali obyło się bez wpadki.
Co miesiąc była przesłuchiwana przez SB
Jej obawy były uzasadnione. Esbecy często grozili jej bowiem podczas przesłuchań, że - dobiorą się do jej synów. Takie rozmowy odbywały się co miesiąc.
– Kiedy do Elremetu przychodził esbek, dzwoniła do mnie sekretarka, mówiąc, bym włożyła czysty fartuch. Wtedy wiedziałam już, że będą mnie znów nękać - opowiadała. Jak dodała jeden z funkcjonariuszy SB był szczególnie ordynarny. - Niewysoki, nieelegancki. Podczas przesłuchiwania bawił się pistoletem. Bałam się, bo widok broni ze względu na powstanie warszawskie i wojenne przeżycia zmuszał mnie do szczególnej czujności. Pewnego razu stwierdził, że najchętniej by mnie udusił tymi "ręcami". Odpowiedziałam, że mówi się rękoma, więc wściekł się jeszcze bardziej. Później przy każdym następnym spotkaniu wyżywał się na mnie - relacjonowała E. Chaberska.
Chociaż nigdy nie została złapana na kolportażu zakazanej prasy, często była wzywana też do milicyjnej komendy.
Tajne zebrania na Czerwińskiego
Mimo różnorakich nacisków nie poddała się. A w swoim domu przy ul. Czerwińskiego zaczęła organizować tajne spotkania związkowców. By nie przyszedł nikt nieproszony, uczestnicy mieli ustalone hasło. Głównie przychodzili pracownicy Elremetu, ale pojawiali się też na zebraniach przedstawiciele innych zakładów. W tym czasie przewodniczącym "S" w Elremecie był Grzegorz Targosz, a po nim Witold Zabielski. Podczas takich spotkań zbierano składki, które trafiały do pokrzywdzonych przez władze komunistyczne działaczy. Zapomogę otrzymał m.in. internowany Ryszard Gałązka. Pieniądze przeznaczano też na kolonie dla najmłodszych. Z funduszy opłacano również prasę podziemną. Wsparto również dzieci, którym zmarła matka.
– To było dwóch chłopców i dziewczynka. Jej bracia chcieli dostać plecaki, a ona marzyła o lalce, ponieważ nigdy jej nie miała. Kupiliśmy jej dużą i ładną. Mała po zakupach nie chciała wracać do domu, gdyż pragnęła żeby wszyscy zobaczyli, jaką ma piękną zabawkę. Bardzo mnie to wzruszyło i moją koleżankę, która robiła z nami te zakupy. Pamiętam, że gdy dzieciaki odjechały, rozpłakałyśmy się – przyznała E. Chaberska.
Członkowie sekretnej grupy przychodzili na ul. Czerwińskiego na umówioną wcześniej godzinę. Przed wejściem zakrywali rejestracje samochodów. By uniknąć dekonspiracji związkowcy pełnili także dyżury na ulicy. W kieszeni mieli ukryty dzwoneczek, którym dawali sygnał, że zbliża się niebezpieczeństwo. - Na zebrania przychodziło około 12 osób. Atmosfera była bardzo doniosła. Rozmawialiśmy o „Solidarności”, o ojczyźnie, historii, jeździliśmy nawet do Lecha Wałęsy. Nigdy w czasie zebrań nie piliśmy alkoholu - zaznaczyła działaczka.
Zaczęli organizować msze za ojczyznę
Związkowcy postanowili również organizować msze za ojczyznę. W związku z tym przygotowywali oprawę eucharystii, w tym modlitwę wiernych i biało-czerwone kwiaty ozdabiające ołtarz. Później patriotyczne nabożeństwa zaczęły zamawiać poszczególne zakłady, fabryka mebli, Biawena, a nawet milicja. - Gdy się okazało, że funkcjonariusze również chcą się z nami modlić, bardzo to przeżyliśmy. Do kościoła przyszli w mundurach, a jeden z nich wyrecytował modlitwę wiernych z pamięci. Kapelanem tych wyjątkowych mszy był ksiądz Roman Wiśniewski. Elżbieta była też pośrednikiem w przekazywaniu solidarnościowych nowin. - Jak ktoś miał sprawę to przychodził do Elremetu i pytał czy może dostać zastrzyk. Chociaż ukłuć nie było, to recepty musiałam wystawiać, żeby mieć na wszelki wypadek podkładkę - wyjaśniała. Mimo to, esbecy ciągle dopytywali kto jej płaci za zebrania. Początkowo wyjaśniała, że o niczym nie wie. Później nauczono ją, by w ogóle nie odpowiadała na żadne pytania. - Niektórzy esbecy byli inteligentni i dało się z nimi porozmawiać, ale ten z pistoletem był nie do przeżycia. Kiedyś w obecności prokuratora ponownie zagroził, że weźmie się za moich synów. Wtedy się rozwrzeszczałam, a on podniósł rękę, jakby miał zamiar mnie uderzyć - wspominała. - Powiedziałam mu wtedy, że nie mieści się jej w głowie, by wykształcony mężczyzna bił kobiety - przyznała.
Okazało się, że wśród kolegów byli donosiciele
Po latach bialczanka otrzymała dokumenty z Instytutu Pamięci Narodowej, z których wynika, że dwie osoby przychodzące na tajne zebrania były donosicielami SB. - Myślałam, że mi serce pęknie, kiedy zobaczyłam nazwiska moich kolegów. Obydwaj już nie żyją. Nie mam do nich żalu, ale byłam wściekła. Nie mogę powiedzieć kto to był, gdyż podpisałam oświadczenie, że ich nie wydam – wyjawiała. Przyznała, że mąż, który też był solidarnościowcem często martwił się, czy jej aktywność nie wpłynie negatywnie na dzieci. Dlatego o zdanie w tej sprawie pytała synów. Ci jednak nie tylko zachęcali ja do działalności opozycyjnej, lecz sami także byli w nią zaangażowani. Leszek przywoził podziemną prasę z Lublina, a Zbyszek z Warszawy. Pewnej nocy wraz z matką zawiesili na jednej z bialskich ulic duży transparent z napisem: "Solidarność!" Wspierali ją także w innych akcjach, m.in. w postawieniu krzyża z tabliczką "Katyń" na cmentarzu przez Dniem Wszystkich Świętych. – Były pod nim setki zniczy, ciągle ktoś przystawał i się przy nim modlił. Esbecy bali się go zabrać, ze względu na tłumy ludzi – opowiadała Chaberska.
Napisz komentarz
Komentarze