Wraz z mężem prowadzą firmę remontowo – budowlaną. W ubiegłym roku w grudniu realizowali podwykonawstwo dla firmy realizującej zamówienie w Lubartowie. Pracownicy wracając z pracy służbowym autem mieli wypadek. - Od tego się zaczęło – wspomina Grażyna Osak. - Pięciu pracowników uległo wówczas wypadkowi. Dwóch z nich do pracy już nie wróci w ogóle. Jednak tuż po wypadku firma przez półtora miesiąca miała przestój, bo nie mieliśmy ludzi do pracy. Traciliśmy więc zamówienia. Niestety, w tym czasie doszedł jeszcze jeden problem, firma, dla której wykonywaliśmy podwykonawstwo nie zapłaciła nam należności, które zawarliśmy w aneksie do umowy, wystawionym po zakończeniu robót – mówi Grażyna Osak.
Jej firma była umówiona na zapłatę ryczałtową. Jednak po zakończeniu prac okazało się, ze w trakcie robót były prowadzone prace dodatkowe, nieobjęte umową. – Jak to często się na budowach dzieje, że trzeba zrobić coś dodatkowo. Mąż podliczył te roboty i wystawił aneks. Niestety wykonawca ich nie uznał. Dodatkowo okazało się, że nasza firma nie była zgłoszona do inwestora, jako podwykonawca, więc płatności stamtąd nie mogliśmy dochodzić – mówi Osak. Firma dla której kobieta wykonywała prace zalega, według jej obliczeń, jeszcze ponad 81 tys. zł. – W trakcie realizacji przedsięwzięcia na początku zaangażowaliśmy swoje oszczędności, by płacić ludziom, opłacać składki ZUS i skarbowe, zaopatrywać się w narzędzia i materiały. Po wszystkim dostaliśmy tylko kwotę podstawową, która wynikała z umowy, ale dodatkowych nakładów już nam główny wykonawca po prostu nie uznał – mówi kobieta.
Cały artykuł przeczytacie w najnowszym numerze i e-wydaniu Słowa Podlasia, nr 40
Napisz komentarz
Komentarze