Kasia, Arek, Jaś i Ala Kociukowie mieszkają w Motwicy, niewielkiej miejscowości w gminie Sosnówka. – Tu jest nasze miejsce, tu przez 9 lat remontowaliśmy sobie drewniany domek. Wkładaliśmy w to serce, pieniądze, ale mieliśmy satysfakcję, że robimy to sami, własnymi rękoma – podkreśla pan Arek. – Żona pracuje w Białej Podlaskiej, ja tutaj, na miejscu. Jaś ma 8 lat i chodzi do szkoły podstawowej. Ala ma 4 latka. Jestem szczęśliwy, że udało nam się ocalić to, co najcenniejsze – nasze życie. Ale dom nadaje się tylko do rozbiórki – opowiada.
Potężny żywioł zaskoczył rodzinę podczas głębokiego snu. – Kiedy tuliliśmy dzieci do snu, nie podejrzewaliśmy, jaki będzie finał tej strasznej nocy. Pożar wybuchł o godz. 3 w nocy, kiedy wszyscy już spaliśmy. Dobrze, że nie zdążyliśmy wyremontować poddasza, na którym miały być pokoje Jasia i Ali, bo ogień właśnie tam się pojawił – opowiada pani Kasia. – Na szczęście inni zauważyli dym i zaczęli pukać w nasze okna, by nas obudzić. Mąż się zerwał, obudził mnie i kazał ratować dzieci. W tym samym czasie do domu wbiegli znajomi, zaczęli owijać kocami synka i córkę i wyprowadzać w piżamach na zewnątrz. Wszystko działo się błyskawicznie. Nagle w naszym domu pojawiło się pełno ludzi, wynosili co się da. Zachowali zdrowy rozsądek, bo ja tak naprawdę byłam w szoku, nie wiedziałam co robić – mówi z przejęciem właścicielka domu. Jej mąż dodaje, że ludzie okazali wielkie serca, póki ogień nie dotarł na parter, wynosili z budynku co się da.
Cały artykuł przeczytacie w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia, z 19 listopada
Napisz komentarz
Komentarze