Jak doszło do tego, że rozpoczął pan pracę w Pogoni?
- Nie ukrywam, że propozycja z Siedlec mnie zaskoczyła, ale też ucieszyła. Nie myślałem w ogóle o takiej możliwości, a pracę zaproponował mi prezes Pogoni wspólnie z trenerem Bartkiem Tarachulskim. Nie zastanawiałem się długo, nie pracowałem jeszcze na drugoligowym szczeblu. Prezes Pogoni znał mnie z pracy w Podlasiu, z Bartkiem Tarachulskim też kojarzyliśmy się z pracy trenerskiej. I dobrze układa nam się ta współpraca.
Co ciekawe, Bartosz Tarachulski był bliski objęcia zimą trzecioligowych Orląt Radzyń Podlaski po trenerze Rafale Borysiuku, a pana też wymieniało się w gronie kandydatów.
- Bartek był konkretniejszym kandydatem, ze mną była tylko rozmowa telefoniczna. On wiedział, że ja też jestem wymieniany wśród kandydatów na trenera Orląt. Ostatecznie obaj znaleźliśmy się w Pogoni, tak się ciekawie ułożyło. Pracę w drugoligowej ekipie, w lidze centralnej, uważam za kolejny krok do przodu w swojej trenerskiej pracy, szansę i wyróżnienie. Do Siedlec dojeżdżam na treningi z Białej Podlaskiej, 70 kilometrów to nie jest żadna przeszkoda.
Był pan na meczach Podlasia odkąd zrezygnował z prowadzenia zespołu?
- Oczywiście, poza meczem z Sandomierzem, na którym nie mogłem być z powodu choroby, byłem na meczach, które Podlasie grało w roli gospodarza. Rozmawiałem też z zawodnikami po spotkaniach. Ja się na klub nie obraziłem, kibicuję mocno Podlasiu i zawsze będę. Gdyby mi nie zależało na tym klubie, to nie jeździłbym do Warszawy do PZPN i nie walczył o to, żeby zespół pozostał w trzeciej lidze.
Cała rozmowa w papierowym i elektronicznym wydaniu Słowa Podlasia.
Napisz komentarz
Komentarze