– Obecnie kościół w Krzyczewie znajduje się 10 metrów od brzegu. Rzeka Bug nie jest regulowana, więc zabiera, co chce. Jest zagrożenie, że kościół zostanie podmyty. Wody Polskie powiedziały, że na pomiary trzeba czekać do wiosny. Całe szczęście, że kościół nie znajduje się nisko, tak jak łąki obok, które są wiosną zalewane – mówi ks. Daniel Sałasiński, proboszcz kościoła w Krzyczewie, należącego do parafii w Neplach.
Na miejsce przyjechały władze samorządowe. – Wszyscy mówią o umocnieniu brzegu, ale każą czekać do wiosny. Jest też propozycja od konserwatora zabytków, że jakby nic więcej nie dało się zrobić, możliwe jest przeniesienie kościoła w inne miejsce. Jednak, jest to dość kosztowne, więc parafia swoim sumptem tego nie zrobi, bo nas na to nie stać. Powinne być w to zaangażowane osoby trzecie, w tym władze państwowe, bo parafia nie dysponuje terenem, który powinien być umocniony. Parafia liczy obecnie 330 osób – wskazuje proboszcz.
Przyśpieszony proces erozji
– Sprowadziliśmy Wody Polskie, więc niech coś zrobią. Są dwa wyjścia z tej sytuacji. Istnieje możliwość przesunięcia świątyni lub trzeba zabezpieczyć brzeg rzeki – mówi wójt gminy Terespol Krzysztof Iwaniuk. Przesunięcie brzegu to kwestia najbliższych lat. – Wycinka drzew nad Bugiem stanowi problem, bo doprowadza do erozji brzegów rzeki. Wygląda to koszmarnie. Obecnie procesy erozyjne będą przyśpieszone bo usunięto drzewa z korzeniami. Nikt tego nie konsultował, bo jest specustawa. Wcześniej, żeby ściąć drzewo pisaliśmy do parku krajobrazowego, jak było zabytkiem to do konserwatora. A dziś, jak widać w Warszawie wiedzą najlepiej – wskazuje wójt.
Kościół w Krzyczewie został zbudowany w 1675 r. jako cerkiew unicka. – Kościół podzielił los innych świątyń unickich i stał się cerkwią prawosławną w czasie fali prześladowań unitów. Rok po odzyskaniu niepodległości w 1919 r. świątynia została wyświęcona na kościół katolicki. Wówczas nie reaktywowano parafii, a przyłączono Krzyczew do powstałej w 1919 r. parafii w Neplach i tak jest do dzisiaj – mówi regionalista Maciej Barmosz.
W 1849 r. został w parafii ochrzczony Wincenty Lewoniuk, późniejszy męczennik z Pratulina. – Świątynia ze względu na swoje położenie przy granicy, była narażona na różnego rodzaju niebezpieczeństwa związane z prowadzonymi działaniami wojennymi, które opierały się na rzece Bug. Jednak, świątynia ani w czasie I wojny światowej, ani w czasie II wojny światowej nie ucierpiała znacznie. W 1915 r. podczas przechodzenia frontu rosyjscy żołnierze zastosowali taktykę „spalonej ziemi”. Wówczas Krzyczew został spalony przez Rosjan, a świątynia ocalała, bo była wtedy kościołem prawosławnym – mówi regionalista.
Po II wojnie światowej były też plany rozbiórki kościoła. – Ostatecznie do tego nie doszło, gdyż nie było decyzji urzędowej, ale pojawiały się takie głosy. Dzięki temu kościół przetrwał do dzisiaj. Na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych świątynia została kompleksowo odnowiona przez kolejnych proboszczów: ks. Henryka Wielgosza, ks. Krzysztofa Czarnotę – przekazuje Maciej Barmosz.
Obecna sytuacja związana z budową zapory elektronicznej wzbudza jego zaniepokojenie. – Wycinka drzew, które utrzymywały linię brzegową i zatrzymywały proces podmywania skarp, stanowi problem. Kościół w Krzyczewie znajduje się na skarpie przy samej rzece Bug, w miejscu którym rzeka ostro skręca. To powoduje erozję gruntów, woda podmywa skarpę, na której jest umiejscowiona świątynia – wskazuje Maciej Barmosz.
Wycinka drzew powoduje realne zagrożenie. – W najbliższej przyszłości może nastąpić obsunięcie skarpy, bo takie sytuacje wielokrotnie miały już miejsce w innych częściach brzegu rzeki. Fakt, że kościół ocalał przez tyle wieków, jest ważny, może być powodem do tego, by starać się o jego ocalenie obecnie – zaznacza regionalista.
Nie uwzględnili sił natury
W sprawie wycinki drzew nad Bugiem odbyło się spotkanie z wójtem Janowa Podlaskiego i mieszkańcami gminy. – Mieszkańcy czują się zaniepokojeni zaistniałą sytuacją, więc postanowiłem się spotkać z nimi i porozmawiać o wycince drzew – mówi Karol Michałowski wójt gminy Janów Podlaski.
Dr hab. Katarzyna Nowak z Białowieskiej Stacji Geobotanicznej Uniwersytetu Warszawskiego zajmuje się wieloaspektowo badaniem wpływów militaryzacji granicy na środowisko przyrodnicze zarówno lokalne (przy granicy) jak i szersze. – 25 listopada naocznie sprawdziłam sytuację nad rzeką pomiędzy miejscowością Sławatycze a Włodawą. Byłam przerażona rozległą wycinką dużych drzew oraz całych drzewostanów. Obszary z glebą odsłoniętą w taki sposób jak to ma teraz miejsce w dolinie rzeki Bug, sprzyjają rozprzestrzenianiu się roślin gatunków obcych i inwazyjnych takich jak: kolczurka klapowana, niecierpek gruczołowaty. Jako naukowiec zajmujący się dziką przyrodą zgadzam się z innymi osobami wypowiadającymi się na temat wycinki: jest to krótkowzroczne i destrukcyjne, a przede wszystkim zrobione w sposób bezrefleksyjny, nie uwzględniający w żaden sposób sił natury – wskazuje dr hab. Katarzyna Nowak.
Duże stare drzewa są bardzo cenne. – Są ważne ze względu na różnorodność biologiczną, efekt retencyjności i efekt chłodzenia, oraz utrzymanie stabilności brzegów. Podobnie jak towarzyszące rzece Bug cenne i rzadkie w skali Europy siedliska przyrodnicze, między innymi łęgi. Bug jest bardzo ważnym korytarzem ekologicznym. Powstał raport na ten temat, który wyraźnie zalecał, aby nie usuwać starych drzew – mówi naukowiec.
Nie jest przesadą, że drzewa chronią ekosystemy rzeczne. – Istnieją badania na temat drzew zapewniających stabilność brzegów rzek. Przywracanie drzew na brzegach rzek jest głównym elementem wydatków publicznych w niektórych krajach np. Australii oraz w Polsce. Budowanie jakiekolwiek infrastruktury w tarasie zalewowym rzeki jest podatne na zniszczenie. Działania polskiego rządu powinny uwzględniać dbałość o środowisko naturalne z potrzebami bezpieczeństwa narodowego. Rząd powinien przestać łamać prawo oraz postępować wbrew wiedzy naukowej i powszechnej – podkreśla dr hab. Katarzyna Nowak.
Wandalizm i głupota
Wycinka objęła tysiące drzew na odcinku aż 172 km od Włodawy do Janowa Podlaskiego. Jest ona związana z budową bariery elektronicznej wzdłuż rzeki Bug, zaś podstawą do niej jest ustawa o budowie zabezpieczenia granicy państwowej. Oznacza to, że Straż Graniczna nie musi się stosować ani do prawa wodnego, ani nie potrzebuje decyzji środowiskowej. Może pomijać także prawo budowlane, geodezyjne i kartograficzne oraz przepisy dotyczące planowania i zagospodarowania przestrzennego.
‒ Z punktu widzenia środowiska, to wandalizm i dewastacja. Od strony bezpieczeństwa - głupota, bo pozbawiamy się naturalnych fortyfikacji przygranicznych ‒ mówi wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat. Wicemarszałek wraz z Darią Gosek-Popiołek interweniują w sprawie wycinki tysięcy drzew nad Bugiem. Pismo w tej sprawie trafiło już na biurko Ministra Klimatu i Środowiska - Pauliny Hennig-Kloski.
‒ Mieszkańcy okolicznych miejscowości są zaniepokojeni sposobem realizowania inwestycji, niszczeniem środowiska oraz brakiem informacji odnośnie drzew wycinanych z ich terenów. Z kolei eksperci i przyrodnicy podkreślają, że to katastrofa dla lokalnego ekosystemu, niszczone są siedliska i miejsca żerowania i schronienia wielu gatunków ptaków, ssaków, płazów i gadów. Przypominam, że mówimy o tysiącach drzew, planowana długość zapory to aż 172 kilometry! ‒ wskazuje Daria Gosek-Popiołek, wiceprzewodnicząca sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa.
Mimo ogromnej swobody, jaką daje ustawa o budowie zabezpieczenia granicy państwowej, przepisy jednak wymagają, by w skład zespołu ds. przygotowania i realizacji zabezpieczenia granicy państwowej wszedł „minister właściwy do spraw środowiska lub upoważniony przez niego sekretarz stanu albo podsekretarz stanu”. Jego zadaniem jest zapewnienie wsparcia Komendantowi Głównemu Straży Granicznej oraz monitorowanie i ocena realizacji inwestycji. To właśnie o tę obecność pytają posłanki Biejat i Gosek-Popiołek.
‒ Zwracamy się do Ministerstwa Klimatu i Środowiska z konkretnymi pytaniami na temat tej skandalicznej wycinki. Pytamy, kto reprezentuje ministerstwo w zespole odpowiedzialnym za budowę zapory i jak przebiegały jego prace. Interesuje nas również, czy przed wycinką były prowadzone jakiekolwiek analizy środowiskowe lub konsultacje, a także jakie działania kompensacyjne będą przez ministerstwo podjęte ‒ zaznacza wicemarszałek Senatu Magdalena Biejat.
Czytaj też:
Napisz komentarz
Komentarze